I
poszłam na tą imprezę. Był punktualny, co mnie osobiście zdziwiło i musiał
poczekać na mnie chwilę. Nie miałam nawet pojęcia, w jaki sposób dostał się na
moje piętro i od kiedy portier wpuszcza każdego. Później pomyślałam, że musiał
go czymś przekupić, ale nie powiedziałam tego na głos.
-
Powinnaś się tak częściej ubierać – stwierdził z głupim uśmiechem patrząc na
to, jak próbuję zapiąć na kostce buta usilnie starając się nie świecić tyłkiem.
Może powinnam była założyć coś dłuższego, albo ubrać się w bardziej wyluzowany
sposób.
-
Dalej nie wiem, czy to jest odpowiednie – powiedziałam prostując się.
-
Teoretycznie powinnaś być ubrana bardziej luzacko, ale mnie podobasz się w tej
sukience – skwitował po raz setny lustrując mnie od góry do dołu.
-
Nie chce wyglądać jak idiotka – mruknęłam. Właściwie nie wiedziałam, o co mi
chodzi i po jasną cholerę się tak odpieprzyłam. – Daj mi dwie minuty – dodałam
wykręcając usta w grymas.
-
Masz dwie minuty. Z zegarkiem w ręce – powiedział, zerkając na swój zegarek.
Wywróciłam oczami ściągając szybko buty. – Jak się nie wyrobisz wchodzę tam i
nie interesuje mnie czy będziesz naga, pół naga czy nie i wychodzimy –
powiedział, a ja z automatu zrobiłam się bordowa jak burak. Chwilę później
przebiegłam przez swoją łazienkę wpadając do garderoby, po drodze rozpinając
sukienkę. Miało być bardziej na luzie? To będzie. Zostawiłam ją na podłodze,
zostając w samych czarnych majtkach Victoria’s Secret. Sięgnęłam po sportowy,
bawełniany stanik w czarnym kolorze, który na siebie założyłam w trybie
ekspresowym i sięgnęłam po jasne, super skinny rurki, które obciskały moje nogi
i tyłek tak, jakby były moją drugą skórą. Nie byłam pewna czy były to dwie
minuty czy mniej, czy więcej.
-
Czas upłynął – powiedział zjawiając się w garderobie z uśmiechem na twarzy.
-
Tylko skarpetki i buty! Zero szpilek! – powiedziałam sięgając do jednej z
szuflad, z której wyciągnęłam białe skarpetki od Calvina Kleina (w USA naprawdę
ciężko znaleźć skarpetki, które będą mieć w sobie więcej bawełny niż plastiku),
starając się je założyć jak najszybciej. Chwilę później miałam na nogach już
ulubione superstary i zabierałam z wieszaka koszulę. – Lepiej? – spytałam z
uśmiechem patrząc na niego. Powinnam była się przyzwyczaić do tego, że
momentami gapi się jak dzieciak, lustrując mnie od góry do dołu. Po raz setny,
a jeszcze przecież nie wyszliśmy z mojego mieszkania.
-
Teraz wyglądasz jak moja dziewczyna – powiedział wskazując na moje buty i
koszulę. Zaczęłam się śmiać zgarniając czarną, skórzaną torebkę, która przez
swoją prostotę pasowała do butów i czarną skórzaną ramoneskę, po czym wyminęłam
go, klepiąc jednocześnie w ramię.
-
Z tego, co się orientuję, wciąż masz inną – skwitowałam z uśmiechem, puszczając
mu oczko. Zanim on się zorientował, ja zdążyłam przełożyć rzeczy z jednej
torebki do drugiej i powoli ruszyć do wyjścia. – Rusz się, O’Brien! –
krzyknęłam, będąc bliżej wyjścia. Byłam odważniejsza, a to wszystko przez to,
że pozwoliłam sobie na wypicie dwóch mocniejszych drinków, czego nie mógł ode
mnie wyczuć.
-
Kobiety – usłyszałam za swoimi plecami i parsknęłam śmiechem na jego
dezorientację w głosie.
-
Nie marudź, bo jeszcze zostanę w domu – stwierdziłam, zerkając na niego i
założyłam w końcu kurtkę.
-
Jeśli ty zostaniesz, ja zostanę z tobą – wzruszył ramionami.
-
Jakoś ci nie wierzę. I swoją drogą, dlaczego nie wziąłeś Brittany ze sobą? –
spytałam. To pytanie nurtowało mnie od momentu, kiedy mnie zaprosił, ale nie
zamierzałam wcześniej o tym nawet wspominać, bo i tak wystarczająco dziwnie się
czułam i to było zwyczajnie zbyt dziecinne.
-
Bo nie nadaje się na zabawy z moimi przyjaciółmi. Mam nadzieję, że jutro masz
wolne i będziesz mogła zostać na noc u Maxa też, bo zamierzam skorzystać z
faktu i się schlać – powiedział uśmiechając się szeroko. Uniosłam brwi do góry,
ale wzruszyłam ostatecznie jedynie ramionami. Nie mogłam mu powiedzieć: nie,
tym bardziej, że nie szłam do pracy następnego dnia.
-
Każdy czasem potrzebuje się schlać – stwierdziłam, gasząc wszystkie światła, a
po chwili zamykałam już drzwi na klucz, który wrzuciłam do torebki.
-
Cieszę się, że mnie rozumiesz, Audrey – mruknął, posyłając mi jeden z
najbardziej rozbrajających uśmiechów na świecie. Nienawidziłam go za to, że nie
mogłam zatrzymać go dla siebie. Powinnam mieć więcej szczęścia, a nie tylko
musieć zadowalać się faktem, że jest moim kumplem. Musiałam przystopować z
takim myśleniem, bo ono było nie na miejscu. Co prawda byłam takim samym
człowiekiem jak inni, ale osobiście go znałam, więc właściwie nie był już tylko
„celebrites crush”. Zagryzłam mocno policzek od wewnątrz, by się trochę
uspokoić. Czasami nienawidziłam swojej wyobraźni, która niestety momentami była
zbyt wybujała, a później, ja, durna cierpiałam przez własne głupie myśli.
Zjechaliśmy na dół, od razu kierując się do jego samochodu. Zobaczyłam nasze
odbicie w szybie i miałam ochotę parsknąć śmiechem. Wyglądaliśmy w sumie
podobnie. Jego słynne khakis, które w ciągu dalszym cudownie uwydatniały jego
tyłek, na który lubiłam się patrzeć, jak nikt nie widział. Bordowa, super
opięta koszulka i czarna, skórzana skóra a do tego jego znoszone superstary.
Oboje mieliśmy wiele wspólnych rzeczy dzisiaj i to w sumie rozbawiło mnie do
tego stopnia, że zaczęłam się śmiać. A potem musiałam mu przyznać rację w tym,
że faktycznie wyglądam jak jego dziewczyna, nawet jeśli bardzo chciałam tego
uniknąć. Nie dało się.
I w końcu oboje się śmialiśmy głośno, siedząc w środku czarnego, cudownego
Jeepa. Uwielbiałam jego samochód i byłam bardzo zadowolona z faktu, że nie
jestem kierowcą i w końcu mogę pić, bo pomyślałam, że po ciężkim tygodniu i
mnie się należy. Nie chciałam jednak przesadzać, co by Dylan się za mnie nie
wstydził, a raczej był dumny, że ma koleżankę, która potrafi się ograniczać.
Ale to
było ciężkie do ogarnięcia. Szczególnie, kiedy dotarliśmy na miejscu i pierwsza
rzecz, którą Dylan zrobił, to było odpalenie papierosa i wyczarowanie nam dwóch
piw. Swoje przechyliłam prawie za jednym zamachem, bo kiedy patrzyłam na to,
jak on pali tą fajkę i popijał, co chwilę piwem, przysięgam, że poczułam jak
zaczyna mi się robić mokro między nogami i jak bardzo zapragnęłam zobaczyć ten
widok we własnym łóżku, tylko on w tej wizji został pozbawiony ciuchów.
-
Chcesz? – spytał, wyciągając do mnie rękę z papierosem, a ja bez słowa go
wzięłam, zaciągając się dwa razy mocno. Nie byłam nałogową palaczką. Po prostu
czasami lubiłam zapalić do piwa. A to, że wtedy moja głowa robiła się w trybie
ekspresowym słaba, to już zupełnie inna historia.
Naprawdę
nie chciałam, żeby Jules była na mnie wściekła. Na początku, od kiedy tylko
mnie zobaczyła razem z Dylanem, nie była zadowolona. Wiedziałam to i widziałam
po jej twarzy, ale później się napiła (prawdopodobnie więcej, niż powinna) i
plotkowałyśmy w najlepsze. Dylan w tym czasie był zajęty piciem i rozmawianiem
ze swoimi kumplami. Stali niedaleko nas i dobrze widziałam, jak Dylan, co
chwilę zerkał w moją stronę, uśmiechając się. Nie miałam zielonego pojęcia, o
co mu chodziło, ale za każdym razem odwzajemniałam uśmiech. Zagryzłam wargę,
kiedy nie wiem, który już raz dzisiaj obejrzał sobie mnie od góry do dołu i
utkwił we mnie swoje spojrzenie na dłużej.
-
To tylko ja, czy faktycznie jakoś tak się wszystko trochę kołysze? – spytała
Julia w końcu kończąc swój monolog na temat czegoś związanego z matematyką, z czego
nie zrozumiałam ani słowa, dlatego skupiałam się na przyglądaniu się ludziom
zebranym tutaj. I przez przypadek wyszło tak, że najwięcej patrzyłam się na jej
brata, którego wszelka bezpośredniość dzisiaj przechodziła sama siebie. Bezczelnie
się na mnie gapił, co po chwili zaczął również robić Max, a ja odwróciłam wzrok
czując się tym zażenowana.
-
Prawdopodobnie za dużo alkoholu dla ciebie – stwierdziłam patrząc na Jules.
-
Nie pierdol, Audie, bo ty wcale nie jesteś lepsza – mruknęła, robiąc niezadowoloną
minę.
-
Czy ja naprawdę muszę ci przypominać jak bardzo nienawidzę, kiedy mnie tak
nazywasz? – spytałam ciężko wzdychając. Podniosłam do góry butelkę z piwem i
pociągnęłam dwa mocne łyki. To, czego nienawidziłam w domówkach, był fakt, że
wszyscy chlali niezależnie od wieku, palili zioło, plotkowali, pieprzyli się,
ale nikt nie tańczył. U Maxa byłam mile zaskoczona, bo ludzie byli na środku
salonu i tańczyli. Myślałam, że będzie ograniczona liczba dziewczyn, ale
najwyraźniej Hamilton miał równie dużo koleżanek, jak kolegów. Było też całkiem
sporo par i miło się na to patrzyło.
-
Złość piękności szkodzi, idę siku – powiedziała, dopijając do końca swoje piwo
(kolejne!), po czym odwróciła się odchodząc w stronę łazienek, których
położenie odkryłam już wcześniej. Oparłam się bokiem o ścianę i w spokoju
kończyłam swoje piwo, wyciągając z kieszeni spodni telefon, który zaczęłam przeglądać.
Nowe maile, facebook, aż nagle telefon zniknął z mojej dłoni. Za to męska ręka
z butelką piwa pojawiła się na moim brzuchu i poczułam ciepły oddech na swojej
szyi, pachnący piwem, miętą i papierosami.
-
Na imprezach nie można się bawić telefonem – usłyszałam przy swoim uchu, po
czym zostałam dociśnięta do twardego, pachnącego, męskiego ciała. Dzięki temu
poczułam skurcz w podbrzuszu.
-
Twoja siostra zniknęła w toalecie, więc muszę się czymś zająć – powiedziałam
odwracając w bok głowę, żeby móc na niego spojrzeć i natknęłam się nosem na
jego policzek. Poczułam jak zimna, lekko wilgotna butelka dotyka mojego nagiego
brzucha, który od razu wciągnęłam.
-
Boże, dziękuję. Przynajmniej teraz mogę cię porwać do tańca – powiedział.
Musiał schować mój telefon do swojej kieszeni, bo przełożył butelkę w drugą
rękę i wilgotną dłoń rozłożył na moim brzuchu, gładząc go. To, co robił
normalnie sparaliżowałoby mnie, a teraz dzięki alkoholowi, czułam się pewniej,
bo moja podświadomość podpowiadała mi, że działam na niego tak, jak kobieta
powinna działać na mężczyznę. I nie chciałam nawet sobie przypominać, o tym czy
jest zajęty, czy nie. Czułam się dobrze, kiedy dociskał moje ciało do siebie,
kiedy jego dłoń dotykała mnie. – I cholernie mi się podoba, jak pachniesz –
dodał, a ja uśmiechnęłam się do siebie, czując jak on odgarnia moje włosy i
przesuwa nosem po mojej szyi. Do tego wszystkiego poczułam na swoich pośladkach
wybrzuszenie w jego spodniach i uśmiechnęłam się do siebie idiotycznie,
całkowicie rozbawiona tym.
-
Wiesz, że coś ci stoi? – wypaliłam prosto z mostu i poczułam jego zęby na
swojej szyi, jak przesuwa ręką niżej. Żadne z nas nie myślało racjonalnie.
Oboje byliśmy po prostu wcięci. I żadne z nas nawet nie pomyślało o fakcie
włączenia jakichkolwiek hamulców, że nie wypada. Jak już nie przez wzgląd na
to, że Dylan miał dziewczynę, a że zwyczajnie jesteśmy u jego kumpla na
imprezie, gdzie znajduje się też jego siostra, która jakby to widziała to
prawdopodobnie zabiłaby nas oboje.
-
A wiesz, że to przez ciebie, bo ty tak na mnie działasz? – odpowiedział mi po
chwili. Poluzował uścisk i poczułam jak odsuwa twarz ode mnie i zauważyłam jak
przykłada butelkę do ust i dopija wszystko jednym duszkiem.
-
Naprawdę chcesz się schlać – zauważyłam, ale sama zrobiłam dokładnie to samo.
Oboje odstawiliśmy na szafkę puste butelki, po czym pozwoliłam się złapać za
rękę i pociągnąć w stronę środka salonu, gdzie kilka osób tańczyło.
-
Nie zauważyłem jeszcze, żeby ci to przeszkadzało, bo robisz to samo, co ja –
stwierdził. – Britt już by jojczała, że za dużo piję, że nie wypada, że jestem
dorosły, a tylko szczyle chlają więcej, bla bla bla. I właśnie to mi się w
tobie podoba, że jesteś normalna – dodał odwracając mnie w swoją stronę.
Uśmiechnęłam się zauważając jego spojrzenie i uniosłam rękę do góry
przykładając ją do jego policzka.
-
Z całym szacunkiem, ale Britt wygląda jak szczyl, a zachowuje się jak
czterdziestolatka, chociaż moja mama jest po czterdziestce, a nie jest tak
sztywna, jakby ktoś jej w dupę kij wsadził – stwierdziłam głaszcząc jego
policzek, sama nie wiem czemu. Ale spodobało mi się to, że miał zarost, że jego
twarz nie była idealnie gładka i naprawdę można było poczuć, że nie jest
dzieciakiem.
-
Byłabyś idealną partnerką dla mnie – powiedział kładąc dłonie na moich
biodrach, po czym przesunął nimi w górę, lokując je na plecach. Ta spokojna muzyka leciała cały czas, czy dopiero teraz się zmieniła? Przesunęłam rękę na jego ramię i drugą ulokowałam po przeciwnej stronie,
zaczynając kołysać się z nim w tym samym rytmie, chociaż byłam od niego gorszą
tancerką i niestety nie miałam nic na swoją obronę pod tym względem.
-
Dlatego właśnie ze mną tańczysz – zaśmiałam się patrząc w jego oczy. – Chociaż
w tańcu jestem do bani.
-
Gdybyś była do bani w tańcu, nie stałabyś tutaj – zaśmiał się, przyciągając
mnie bliżej siebie. Poczułam jak dociska mnie do siebie, a moje policzki mimowolnie
pokrywają się mocnym rumieńcem.
-
Bierzesz wszelkie urazy na swoją odpowiedzialność – powiedziałam patrząc mu w
oczy.
-
Już mam jeden uraz i żałuję, że wziąłem za niego odpowiedzialność, ale w twoim
przypadku wszystko może być inne – stwierdził niby od niechcenia, a ja z
nadmiaru wrażeń przygryzłam wargę, przysuwając się do niego bliżej, co i on
wyczuł, dociskając mnie do swojego ciała. Podobało mi się to, że byłam od niego
niższa, bo mogłam oprzeć brodę o jego ramię, przymykając powieki, kiedy razem się
kołysaliśmy w rytm piosenki. – Żałuję również tego, że wcześniej nie wpadłem na
pomysł przyjechania po Julię, bo wtedy mógłbym mieć większą szansę na poznanie
ciebie o wiele wcześniej. Powinienem częściej chcieć poznawać przyjaciół swojej
siostry – powiedział znacznie niższym głosem wprost do mojego ucha, sprawiając,
że na całym moim ciele pojawiła się gęsia skórka, sprawiając, że najzwyczajniej
w świecie poczułam się sparaliżowana. Moja odwaga w płynie zniknęła, więc od
razu poczułam się znacznie mniejsza i nie do końca wiedziałam, co powinnam
zrobić w tym momencie, kiedy bliskość z nim, niemalże bolała.
-
A ja żałuję, że nie jesteś sam – rzuciłam niby od niechcenia, ale większe
ziarno prawdy w tym jednak było. Poczułam jak odsuwa mnie od siebie na odległość
dziesięciu centymetrów i zaczęłam zezować w jego oczy, próbując odczytać co też
chodzi mu po głowie, ale był dla mnie jednak za bardzo skomplikowanym
człowiekiem.
-
Możesz udać, że o tym nie wiesz. Tak jak właśnie ja to robię w tym momencie –
powiedział uśmiechając się i przesunął dłoń z moich pleców na mój bok i
zacisnął na nim mocno palce, powodując, że dopiero teraz zrobiło mi się
naprawdę gorąco, kiedy pomyślałam jaki jego dotyk musi być podczas seksu i
zapragnęłam się o tym przekonać na własnej skórze. Rozchyliłam wargi, żeby
powiedzieć cokolwiek i po chwili, nim w ogóle się zorientowałam, moje usta
zostały zamknięte przez jego wargi, które dociskał do moich. Aż mruknęłam z
rozkoszy, którą nagle poczułam w całym ciele. A z każdą chwilą było lepiej.
Jego palce nie przestały się zaciskać na moim ciele, a usta jakby samoistnie
się rozchyliły, zapraszając go głębiej. Był niesamowity w tym, co robił i jak
robił. Czułam jego język na podniebieniu, czułam jak jego wargi ocierając się o
moje. Po chwili zaczepił swoim językiem mój, porywając go do wspólnego tańca.
Było mi
tak gorąco, jakby ktoś wylał na mnie kubeł gorącej wody, albo w tym
pomieszczeniu nie było okien i drzwi i bylibyśmy skazani na gorąc. Chociaż
właśnie w tym, że z miejsca zrobiło mi się tak gorąco, było coś ekscytującego,
coś, co sprawiało, że namiętność między nami wzrastała. Przesunęłam dłoń na
jego kark, wsuwając ją w jego włosy, na których zacisnęłam palce. Czułam, że
nie tylko mnie jest tak gorąco. Jego ciało parzyło w zetknięciu się z moją
skórą.
Kompletnie
się zapomnieliśmy, zbyt pochłonięci czerpaniem przyjemności z naszego drobnego
błędu. Nie zwracaliśmy uwagi na innych, ani na nic. Nawet na to, że jego
siostra stała koło nas, czekając aż łaskawie skończymy. Kiedy odsunęliśmy się od
siebie, zezowaliśmy w swoje oczy, oddychając szybko i płytko. Oboje mieliśmy
wypieki na twarzy, błysk w oku i delikatny uśmiech. I tylko my wiedzieliśmy
skąd to wszystko się wzięło. Czułam jak moje usta pulsują z nadmiaru wrażeń, a
silne motyle w dole brzucha wciąż się utrzymują. Nie miałam pojęcia jak to się
stało, że właśnie całowałam się z bratem swojej przyjaciółki, która
prawdopodobnie będzie chciała mnie za to zabić.
-
Nie przeszkadzajcie sobie – powiedziała po chwili, zauważając jak jego dłonie
zsunęły się niżej po moim ciele. Odsunęłam się od niego jak oparzona, wpadając
przez przypadek na kogoś, kto wylał piwo za równo na podłogę jak i na siebie.
-
O matko, przepraszam – powiedziałam przykładając dłoń do ust. Poczułam się, jak
między młotem a kowadłem, czując wzrok Julii na sobie, która w trybie
natychmiastowym wytrzeźwiała.
-
Właśnie dlatego nie chciałam cię ze sobą zabrać, Audrey. Bo dokładnie
wiedziałam, co się stanie – stwierdziła bez zająknięcia się. To tak, jakby mnie
nie znała i oceniała z góry.
-
Jules, odpuść sobie dobrze? To nie jej wina. Ona tylko zgodziła się ze mną
zatańczyć. – Dylan zmierzył siostrę wzrokiem stając w mojej obronie, czego
przecież nie powinien robić. Westchnęłam cicho opuszczając głowę w dół. Dla
mnie ta impreza właśnie się skończyła i dobrze o tym wiedziałam. Ale wiedziałam
również, że jeszcze długo nie będę mogła zapomnieć o tym pocałunku, który na
dobre uszkodził mnie. Wiedziałam, że było to nieodpowiedzialne z naszej strony
i niedojrzałe. Powinnam była go od siebie odepchnąć od razu, a nie pozwalać na
więcej, dobrze wiedząc, w jakiej jest sytuacji, kim jest i z kim tworzy
związek. To, co się stało między nami było poważnym błędem. I byłam tego
świadoma.
-
Zamówię ci taksówkę Audrey. Jedziesz do domu. – Brakowało jeszcze tylko tego,
żeby Julia oznajmiła mi, że jego dziewczyna tu jedzie, bo jakimś cudem ją
przekonała do tej imprezy. Spojrzałam na Dylana ze smutkiem w oczach, ale nie
odezwałam się. Nie zrobiłam nic, żeby się wytłumaczyć. Po prostu odwróciłam się
i czym prędzej zmierzyłam w stronę wyjścia by zniknąć z tego domu. Odnalazłam
po drodze swoją torbę i po prostu wyszłam przed dom. Julia do mnie nie
przyszła, Dylan też nie. Około dziesięciu minut czekałam na taksówkę, w której
zdałam sobie sprawę, że nie mam swojego telefonu i prawdopodobnie on dalej jest
w kieszeni Dylana.
Nie
powinniśmy tego robić, Julia nie powinna nas zobaczyć.
Zacisnęłam
oczy, spod których sama nie wiem, dlaczego potoczyły się łzy. Bałam się, że
właśnie przez coś takiego stracę przyjaciółkę, jedyną osobą, na którą mogłam
tutaj liczyć. Nie miałam aż tylu znajomych, bo zwyczajnie miałam problem z
dopuszczaniem do siebie ludzi. Wolałam mieć dwie, może trzy zaufane osoby, niż
szerokie grono ludzi.
I
błędem było posmakowanie jego ust, bo teraz będę pragnęła ich bardziej niż
kiedykolwiek, co źle wpłynie na moją osobę. To było niezdrowe, a mogłam się
jednak trzymać Michaela. Może to byłoby znacznie lepsze niż pchanie się w coś,
gdzie było oczywistym, że nikt mnie nie chce, bo to najzwyczajniej w świecie
nie moja bajka i nie mój świat. Przecież byłam tylko zwykłą kelnerką, bez
przyszłości i lepszego jutra. Skazana na samotność.
„You got yourself in a dangerous zone, cause we both
have the fear, fear of being alone.”
~*~
Dodałam ten rozdział siedząc w Central Park na ławce i słuchając cudownej muzyki, granej przez saksofonistę. Normalnie czekam aż będę mogła dodać rozdział w normalnych warunkach, ale osobiście to chyba mój ulubiony rozdział ze wszystkich i chciałam się nim czym prędzej podzielić. Mam nadzieję, że wam też się tak spodoba, jak mnie.
PS coś się zjebało i nie chce się czcionka naprawić - przepraszam.
PS coś się zjebało i nie chce się czcionka naprawić - przepraszam.
x
To też jest mój ulubiony odcinek jak na razie :D Oczywiście, jak to ja, ślepota, muszę się dowalić o czcionkę, ale już doczytałam o co chodzi. :)
OdpowiedzUsuńCięzko było mi to czytać, przez jednego ciekawskiego u boku, który perfidnie wykorzystał trochę z tego, co przeczytał...ale udało mi się skończyć i wrócić do komentowania.
W sumie to myślałam, że to pójdzie dalej...ale mnie zgasiłaś na koniec...taki tam szczegół :P
Cieszę się, że w końcu zabrałaś się na odcinek. Central Park Ci służy :D Powinnam być tam obok :D I dręczyć Cię o kolejny odcinek!
Całuję, kocham! <3<3<3 :* :* :*
Brawo!!! :D genialne , zarabiste :D hehehe xD oby wiecej ;)
OdpowiedzUsuń