.

.

sobota, 10 października 2015

05. „You got yourself in a dangerous zone, Cause we both have the fear,fear of being alone.”


I poszłam na tą imprezę. Był punktualny, co mnie osobiście zdziwiło i musiał poczekać na mnie chwilę. Nie miałam nawet pojęcia, w jaki sposób dostał się na moje piętro i od kiedy portier wpuszcza każdego. Później pomyślałam, że musiał go czymś przekupić, ale nie powiedziałam tego na głos.
- Powinnaś się tak częściej ubierać – stwierdził z głupim uśmiechem patrząc na to, jak próbuję zapiąć na kostce buta usilnie starając się nie świecić tyłkiem. Może powinnam była założyć coś dłuższego, albo ubrać się w bardziej wyluzowany sposób.
- Dalej nie wiem, czy to jest odpowiednie – powiedziałam prostując się.
- Teoretycznie powinnaś być ubrana bardziej luzacko, ale mnie podobasz się w tej sukience – skwitował po raz setny lustrując mnie od góry do dołu.
- Nie chce wyglądać jak idiotka – mruknęłam. Właściwie nie wiedziałam, o co mi chodzi i po jasną cholerę się tak odpieprzyłam. – Daj mi dwie minuty – dodałam wykręcając usta w grymas.
- Masz dwie minuty. Z zegarkiem w ręce – powiedział, zerkając na swój zegarek. Wywróciłam oczami ściągając szybko buty. – Jak się nie wyrobisz wchodzę tam i nie interesuje mnie czy będziesz naga, pół naga czy nie i wychodzimy – powiedział, a ja z automatu zrobiłam się bordowa jak burak. Chwilę później przebiegłam przez swoją łazienkę wpadając do garderoby, po drodze rozpinając sukienkę. Miało być bardziej na luzie? To będzie. Zostawiłam ją na podłodze, zostając w samych czarnych majtkach Victoria’s Secret. Sięgnęłam po sportowy, bawełniany stanik w czarnym kolorze, który na siebie założyłam w trybie ekspresowym i sięgnęłam po jasne, super skinny rurki, które obciskały moje nogi i tyłek tak, jakby były moją drugą skórą. Nie byłam pewna czy były to dwie minuty czy mniej, czy więcej.
- Czas upłynął – powiedział zjawiając się w garderobie z uśmiechem na twarzy.
- Tylko skarpetki i buty! Zero szpilek! – powiedziałam sięgając do jednej z szuflad, z której wyciągnęłam białe skarpetki od Calvina Kleina (w USA naprawdę ciężko znaleźć skarpetki, które będą mieć w sobie więcej bawełny niż plastiku), starając się je założyć jak najszybciej. Chwilę później miałam na nogach już ulubione superstary i zabierałam z wieszaka koszulę. – Lepiej? – spytałam z uśmiechem patrząc na niego. Powinnam była się przyzwyczaić do tego, że momentami gapi się jak dzieciak, lustrując mnie od góry do dołu. Po raz setny, a jeszcze przecież nie wyszliśmy z mojego mieszkania.
- Teraz wyglądasz jak moja dziewczyna – powiedział wskazując na moje buty i koszulę. Zaczęłam się śmiać zgarniając czarną, skórzaną torebkę, która przez swoją prostotę pasowała do butów i czarną skórzaną ramoneskę, po czym wyminęłam go, klepiąc jednocześnie w ramię.
- Z tego, co się orientuję, wciąż masz inną – skwitowałam z uśmiechem, puszczając mu oczko. Zanim on się zorientował, ja zdążyłam przełożyć rzeczy z jednej torebki do drugiej i powoli ruszyć do wyjścia. – Rusz się, O’Brien! – krzyknęłam, będąc bliżej wyjścia. Byłam odważniejsza, a to wszystko przez to, że pozwoliłam sobie na wypicie dwóch mocniejszych drinków, czego nie mógł ode mnie wyczuć.
- Kobiety – usłyszałam za swoimi plecami i parsknęłam śmiechem na jego dezorientację w głosie.
- Nie marudź, bo jeszcze zostanę w domu – stwierdziłam, zerkając na niego i założyłam w końcu kurtkę.
- Jeśli ty zostaniesz, ja zostanę z tobą – wzruszył ramionami.
- Jakoś ci nie wierzę. I swoją drogą, dlaczego nie wziąłeś Brittany ze sobą? – spytałam. To pytanie nurtowało mnie od momentu, kiedy mnie zaprosił, ale nie zamierzałam wcześniej o tym nawet wspominać, bo i tak wystarczająco dziwnie się czułam i to było zwyczajnie zbyt dziecinne.
- Bo nie nadaje się na zabawy z moimi przyjaciółmi. Mam nadzieję, że jutro masz wolne i będziesz mogła zostać na noc u Maxa też, bo zamierzam skorzystać z faktu i się schlać – powiedział uśmiechając się szeroko. Uniosłam brwi do góry, ale wzruszyłam ostatecznie jedynie ramionami. Nie mogłam mu powiedzieć: nie, tym bardziej, że nie szłam do pracy następnego dnia.
- Każdy czasem potrzebuje się schlać – stwierdziłam, gasząc wszystkie światła, a po chwili zamykałam już drzwi na klucz, który wrzuciłam do torebki.
          - Cieszę się, że mnie rozumiesz, Audrey – mruknął, posyłając mi jeden z najbardziej rozbrajających uśmiechów na świecie. Nienawidziłam go za to, że nie mogłam zatrzymać go dla siebie. Powinnam mieć więcej szczęścia, a nie tylko musieć zadowalać się faktem, że jest moim kumplem. Musiałam przystopować z takim myśleniem, bo ono było nie na miejscu. Co prawda byłam takim samym człowiekiem jak inni, ale osobiście go znałam, więc właściwie nie był już tylko „celebrites crush”. Zagryzłam mocno policzek od wewnątrz, by się trochę uspokoić. Czasami nienawidziłam swojej wyobraźni, która niestety momentami była zbyt wybujała, a później, ja, durna cierpiałam przez własne głupie myśli. Zjechaliśmy na dół, od razu kierując się do jego samochodu. Zobaczyłam nasze odbicie w szybie i miałam ochotę parsknąć śmiechem. Wyglądaliśmy w sumie podobnie. Jego słynne khakis, które w ciągu dalszym cudownie uwydatniały jego tyłek, na który lubiłam się patrzeć, jak nikt nie widział. Bordowa, super opięta koszulka i czarna, skórzana skóra a do tego jego znoszone superstary. Oboje mieliśmy wiele wspólnych rzeczy dzisiaj i to w sumie rozbawiło mnie do tego stopnia, że zaczęłam się śmiać. A potem musiałam mu przyznać rację w tym, że faktycznie wyglądam jak jego dziewczyna, nawet jeśli bardzo chciałam tego uniknąć. Nie dało się. 
I w końcu oboje się śmialiśmy głośno, siedząc w środku czarnego, cudownego Jeepa. Uwielbiałam jego samochód i byłam bardzo zadowolona z faktu, że nie jestem kierowcą i w końcu mogę pić, bo pomyślałam, że po ciężkim tygodniu i mnie się należy. Nie chciałam jednak przesadzać, co by Dylan się za mnie nie wstydził, a raczej był dumny, że ma koleżankę, która potrafi się ograniczać.
Ale to było ciężkie do ogarnięcia. Szczególnie, kiedy dotarliśmy na miejscu i pierwsza rzecz, którą Dylan zrobił, to było odpalenie papierosa i wyczarowanie nam dwóch piw. Swoje przechyliłam prawie za jednym zamachem, bo kiedy patrzyłam na to, jak on pali tą fajkę i popijał, co chwilę piwem, przysięgam, że poczułam jak zaczyna mi się robić mokro między nogami i jak bardzo zapragnęłam zobaczyć ten widok we własnym łóżku, tylko on w tej wizji został pozbawiony ciuchów.
- Chcesz? – spytał, wyciągając do mnie rękę z papierosem, a ja bez słowa go wzięłam, zaciągając się dwa razy mocno. Nie byłam nałogową palaczką. Po prostu czasami lubiłam zapalić do piwa. A to, że wtedy moja głowa robiła się w trybie ekspresowym słaba, to już zupełnie inna historia.

Naprawdę nie chciałam, żeby Jules była na mnie wściekła. Na początku, od kiedy tylko mnie zobaczyła razem z Dylanem, nie była zadowolona. Wiedziałam to i widziałam po jej twarzy, ale później się napiła (prawdopodobnie więcej, niż powinna) i plotkowałyśmy w najlepsze. Dylan w tym czasie był zajęty piciem i rozmawianiem ze swoimi kumplami. Stali niedaleko nas i dobrze widziałam, jak Dylan, co chwilę zerkał w moją stronę, uśmiechając się. Nie miałam zielonego pojęcia, o co mu chodziło, ale za każdym razem odwzajemniałam uśmiech. Zagryzłam wargę, kiedy nie wiem, który już raz dzisiaj obejrzał sobie mnie od góry do dołu i utkwił we mnie swoje spojrzenie na dłużej.
- To tylko ja, czy faktycznie jakoś tak się wszystko trochę kołysze? – spytała Julia w końcu kończąc swój monolog na temat czegoś związanego z matematyką, z czego nie zrozumiałam ani słowa, dlatego skupiałam się na przyglądaniu się ludziom zebranym tutaj. I przez przypadek wyszło tak, że najwięcej patrzyłam się na jej brata, którego wszelka bezpośredniość dzisiaj przechodziła sama siebie. Bezczelnie się na mnie gapił, co po chwili zaczął również robić Max, a ja odwróciłam wzrok czując się tym zażenowana.
- Prawdopodobnie za dużo alkoholu dla ciebie – stwierdziłam patrząc na Jules.
- Nie pierdol, Audie, bo ty wcale nie jesteś lepsza – mruknęła, robiąc niezadowoloną minę.
- Czy ja naprawdę muszę ci przypominać jak bardzo nienawidzę, kiedy mnie tak nazywasz? – spytałam ciężko wzdychając. Podniosłam do góry butelkę z piwem i pociągnęłam dwa mocne łyki. To, czego nienawidziłam w domówkach, był fakt, że wszyscy chlali niezależnie od wieku, palili zioło, plotkowali, pieprzyli się, ale nikt nie tańczył. U Maxa byłam mile zaskoczona, bo ludzie byli na środku salonu i tańczyli. Myślałam, że będzie ograniczona liczba dziewczyn, ale najwyraźniej Hamilton miał równie dużo koleżanek, jak kolegów. Było też całkiem sporo par i miło się na to patrzyło.
- Złość piękności szkodzi, idę siku – powiedziała, dopijając do końca swoje piwo (kolejne!), po czym odwróciła się odchodząc w stronę łazienek, których położenie odkryłam już wcześniej. Oparłam się bokiem o ścianę i w spokoju kończyłam swoje piwo, wyciągając z kieszeni spodni telefon, który zaczęłam przeglądać. Nowe maile, facebook, aż nagle telefon zniknął z mojej dłoni. Za to męska ręka z butelką piwa pojawiła się na moim brzuchu i poczułam ciepły oddech na swojej szyi, pachnący piwem, miętą i papierosami.
- Na imprezach nie można się bawić telefonem – usłyszałam przy swoim uchu, po czym zostałam dociśnięta do twardego, pachnącego, męskiego ciała. Dzięki temu poczułam skurcz w podbrzuszu.
- Twoja siostra zniknęła w toalecie, więc muszę się czymś zająć – powiedziałam odwracając w bok głowę, żeby móc na niego spojrzeć i natknęłam się nosem na jego policzek. Poczułam jak zimna, lekko wilgotna butelka dotyka mojego nagiego brzucha, który od razu wciągnęłam.
- Boże, dziękuję. Przynajmniej teraz mogę cię porwać do tańca – powiedział. Musiał schować mój telefon do swojej kieszeni, bo przełożył butelkę w drugą rękę i wilgotną dłoń rozłożył na moim brzuchu, gładząc go. To, co robił normalnie sparaliżowałoby mnie, a teraz dzięki alkoholowi, czułam się pewniej, bo moja podświadomość podpowiadała mi, że działam na niego tak, jak kobieta powinna działać na mężczyznę. I nie chciałam nawet sobie przypominać, o tym czy jest zajęty, czy nie. Czułam się dobrze, kiedy dociskał moje ciało do siebie, kiedy jego dłoń dotykała mnie. – I cholernie mi się podoba, jak pachniesz – dodał, a ja uśmiechnęłam się do siebie, czując jak on odgarnia moje włosy i przesuwa nosem po mojej szyi. Do tego wszystkiego poczułam na swoich pośladkach wybrzuszenie w jego spodniach i uśmiechnęłam się do siebie idiotycznie, całkowicie rozbawiona tym.
- Wiesz, że coś ci stoi? – wypaliłam prosto z mostu i poczułam jego zęby na swojej szyi, jak przesuwa ręką niżej. Żadne z nas nie myślało racjonalnie. Oboje byliśmy po prostu wcięci. I żadne z nas nawet nie pomyślało o fakcie włączenia jakichkolwiek hamulców, że nie wypada. Jak już nie przez wzgląd na to, że Dylan miał dziewczynę, a że zwyczajnie jesteśmy u jego kumpla na imprezie, gdzie znajduje się też jego siostra, która jakby to widziała to prawdopodobnie zabiłaby nas oboje.
- A wiesz, że to przez ciebie, bo ty tak na mnie działasz? – odpowiedział mi po chwili. Poluzował uścisk i poczułam jak odsuwa twarz ode mnie i zauważyłam jak przykłada butelkę do ust i dopija wszystko jednym duszkiem.
- Naprawdę chcesz się schlać – zauważyłam, ale sama zrobiłam dokładnie to samo. Oboje odstawiliśmy na szafkę puste butelki, po czym pozwoliłam się złapać za rękę i pociągnąć w stronę środka salonu, gdzie kilka osób tańczyło.
- Nie zauważyłem jeszcze, żeby ci to przeszkadzało, bo robisz to samo, co ja – stwierdził. – Britt już by jojczała, że za dużo piję, że nie wypada, że jestem dorosły, a tylko szczyle chlają więcej, bla bla bla. I właśnie to mi się w tobie podoba, że jesteś normalna – dodał odwracając mnie w swoją stronę. Uśmiechnęłam się zauważając jego spojrzenie i uniosłam rękę do góry przykładając ją do jego policzka.
- Z całym szacunkiem, ale Britt wygląda jak szczyl, a zachowuje się jak czterdziestolatka, chociaż moja mama jest po czterdziestce, a nie jest tak sztywna, jakby ktoś jej w dupę kij wsadził – stwierdziłam głaszcząc jego policzek, sama nie wiem czemu. Ale spodobało mi się to, że miał zarost, że jego twarz nie była idealnie gładka i naprawdę można było poczuć, że nie jest dzieciakiem.
- Byłabyś idealną partnerką dla mnie – powiedział kładąc dłonie na moich biodrach, po czym przesunął nimi w górę, lokując je na plecach. Ta spokojna muzyka leciała cały czas, czy dopiero teraz się zmieniła? Przesunęłam rękę na jego ramię i drugą ulokowałam po przeciwnej stronie, zaczynając kołysać się z nim w tym samym rytmie, chociaż byłam od niego gorszą tancerką i niestety nie miałam nic na swoją obronę pod tym względem.
          - Dlatego właśnie ze mną tańczysz – zaśmiałam się patrząc w jego oczy. – Chociaż w tańcu jestem do bani.
- Gdybyś była do bani w tańcu, nie stałabyś tutaj – zaśmiał się, przyciągając mnie bliżej siebie. Poczułam jak dociska mnie do siebie, a moje policzki mimowolnie pokrywają się mocnym rumieńcem.
- Bierzesz wszelkie urazy na swoją odpowiedzialność – powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Już mam jeden uraz i żałuję, że wziąłem za niego odpowiedzialność, ale w twoim przypadku wszystko może być inne – stwierdził niby od niechcenia, a ja z nadmiaru wrażeń przygryzłam wargę, przysuwając się do niego bliżej, co i on wyczuł, dociskając mnie do swojego ciała. Podobało mi się to, że byłam od niego niższa, bo mogłam oprzeć brodę o jego ramię, przymykając powieki, kiedy razem się kołysaliśmy w rytm piosenki. – Żałuję również tego, że wcześniej nie wpadłem na pomysł przyjechania po Julię, bo wtedy mógłbym mieć większą szansę na poznanie ciebie o wiele wcześniej. Powinienem częściej chcieć poznawać przyjaciół swojej siostry – powiedział znacznie niższym głosem wprost do mojego ucha, sprawiając, że na całym moim ciele pojawiła się gęsia skórka, sprawiając, że najzwyczajniej w świecie poczułam się sparaliżowana. Moja odwaga w płynie zniknęła, więc od razu poczułam się znacznie mniejsza i nie do końca wiedziałam, co powinnam zrobić w tym momencie, kiedy bliskość z nim, niemalże bolała.
- A ja żałuję, że nie jesteś sam – rzuciłam niby od niechcenia, ale większe ziarno prawdy w tym jednak było. Poczułam jak odsuwa mnie od siebie na odległość dziesięciu centymetrów i zaczęłam zezować w jego oczy, próbując odczytać co też chodzi mu po głowie, ale był dla mnie jednak za bardzo skomplikowanym człowiekiem.
- Możesz udać, że o tym nie wiesz. Tak jak właśnie ja to robię w tym momencie – powiedział uśmiechając się i przesunął dłoń z moich pleców na mój bok i zacisnął na nim mocno palce, powodując, że dopiero teraz zrobiło mi się naprawdę gorąco, kiedy pomyślałam jaki jego dotyk musi być podczas seksu i zapragnęłam się o tym przekonać na własnej skórze. Rozchyliłam wargi, żeby powiedzieć cokolwiek i po chwili, nim w ogóle się zorientowałam, moje usta zostały zamknięte przez jego wargi, które dociskał do moich. Aż mruknęłam z rozkoszy, którą nagle poczułam w całym ciele. A z każdą chwilą było lepiej. Jego palce nie przestały się zaciskać na moim ciele, a usta jakby samoistnie się rozchyliły, zapraszając go głębiej. Był niesamowity w tym, co robił i jak robił. Czułam jego język na podniebieniu, czułam jak jego wargi ocierając się o moje. Po chwili zaczepił swoim językiem mój, porywając go do wspólnego tańca.
Było mi tak gorąco, jakby ktoś wylał na mnie kubeł gorącej wody, albo w tym pomieszczeniu nie było okien i drzwi i bylibyśmy skazani na gorąc. Chociaż właśnie w tym, że z miejsca zrobiło mi się tak gorąco, było coś ekscytującego, coś, co sprawiało, że namiętność między nami wzrastała. Przesunęłam dłoń na jego kark, wsuwając ją w jego włosy, na których zacisnęłam palce. Czułam, że nie tylko mnie jest tak gorąco. Jego ciało parzyło w zetknięciu się z moją skórą.
Kompletnie się zapomnieliśmy, zbyt pochłonięci czerpaniem przyjemności z naszego drobnego błędu. Nie zwracaliśmy uwagi na innych, ani na nic. Nawet na to, że jego siostra stała koło nas, czekając aż łaskawie skończymy. Kiedy odsunęliśmy się od siebie, zezowaliśmy w swoje oczy, oddychając szybko i płytko. Oboje mieliśmy wypieki na twarzy, błysk w oku i delikatny uśmiech. I tylko my wiedzieliśmy skąd to wszystko się wzięło. Czułam jak moje usta pulsują z nadmiaru wrażeń, a silne motyle w dole brzucha wciąż się utrzymują. Nie miałam pojęcia jak to się stało, że właśnie całowałam się z bratem swojej przyjaciółki, która prawdopodobnie będzie chciała mnie za to zabić.
- Nie przeszkadzajcie sobie – powiedziała po chwili, zauważając jak jego dłonie zsunęły się niżej po moim ciele. Odsunęłam się od niego jak oparzona, wpadając przez przypadek na kogoś, kto wylał piwo za równo na podłogę jak i na siebie.
- O matko, przepraszam – powiedziałam przykładając dłoń do ust. Poczułam się, jak między młotem a kowadłem, czując wzrok Julii na sobie, która w trybie natychmiastowym wytrzeźwiała.
- Właśnie dlatego nie chciałam cię ze sobą zabrać, Audrey. Bo dokładnie wiedziałam, co się stanie – stwierdziła bez zająknięcia się. To tak, jakby mnie nie znała i oceniała z góry.
- Jules, odpuść sobie dobrze? To nie jej wina. Ona tylko zgodziła się ze mną zatańczyć. – Dylan zmierzył siostrę wzrokiem stając w mojej obronie, czego przecież nie powinien robić. Westchnęłam cicho opuszczając głowę w dół. Dla mnie ta impreza właśnie się skończyła i dobrze o tym wiedziałam. Ale wiedziałam również, że jeszcze długo nie będę mogła zapomnieć o tym pocałunku, który na dobre uszkodził mnie. Wiedziałam, że było to nieodpowiedzialne z naszej strony i niedojrzałe. Powinnam była go od siebie odepchnąć od razu, a nie pozwalać na więcej, dobrze wiedząc, w jakiej jest sytuacji, kim jest i z kim tworzy związek. To, co się stało między nami było poważnym błędem. I byłam tego świadoma.
- Zamówię ci taksówkę Audrey. Jedziesz do domu. – Brakowało jeszcze tylko tego, żeby Julia oznajmiła mi, że jego dziewczyna tu jedzie, bo jakimś cudem ją przekonała do tej imprezy. Spojrzałam na Dylana ze smutkiem w oczach, ale nie odezwałam się. Nie zrobiłam nic, żeby się wytłumaczyć. Po prostu odwróciłam się i czym prędzej zmierzyłam w stronę wyjścia by zniknąć z tego domu. Odnalazłam po drodze swoją torbę i po prostu wyszłam przed dom. Julia do mnie nie przyszła, Dylan też nie. Około dziesięciu minut czekałam na taksówkę, w której zdałam sobie sprawę, że nie mam swojego telefonu i prawdopodobnie on dalej jest w kieszeni Dylana.
Nie powinniśmy tego robić, Julia nie powinna nas zobaczyć.
Zacisnęłam oczy, spod których sama nie wiem, dlaczego potoczyły się łzy. Bałam się, że właśnie przez coś takiego stracę przyjaciółkę, jedyną osobą, na którą mogłam tutaj liczyć. Nie miałam aż tylu znajomych, bo zwyczajnie miałam problem z dopuszczaniem do siebie ludzi. Wolałam mieć dwie, może trzy zaufane osoby, niż szerokie grono ludzi.
I błędem było posmakowanie jego ust, bo teraz będę pragnęła ich bardziej niż kiedykolwiek, co źle wpłynie na moją osobę. To było niezdrowe, a mogłam się jednak trzymać Michaela. Może to byłoby znacznie lepsze niż pchanie się w coś, gdzie było oczywistym, że nikt mnie nie chce, bo to najzwyczajniej w świecie nie moja bajka i nie mój świat. Przecież byłam tylko zwykłą kelnerką, bez przyszłości i lepszego jutra. Skazana na samotność.

„You got yourself in a dangerous zone, cause we both have the fear, fear of being alone.”





~*~

Dodałam ten rozdział siedząc w Central Park na ławce i słuchając cudownej muzyki, granej przez saksofonistę. Normalnie czekam aż będę mogła dodać rozdział w normalnych warunkach, ale osobiście to chyba mój ulubiony rozdział ze wszystkich i chciałam się nim czym prędzej podzielić. Mam nadzieję, że wam też się tak spodoba, jak mnie.
PS coś się zjebało i nie chce się czcionka naprawić - przepraszam.
x

2 komentarze:

  1. To też jest mój ulubiony odcinek jak na razie :D Oczywiście, jak to ja, ślepota, muszę się dowalić o czcionkę, ale już doczytałam o co chodzi. :)
    Cięzko było mi to czytać, przez jednego ciekawskiego u boku, który perfidnie wykorzystał trochę z tego, co przeczytał...ale udało mi się skończyć i wrócić do komentowania.
    W sumie to myślałam, że to pójdzie dalej...ale mnie zgasiłaś na koniec...taki tam szczegół :P
    Cieszę się, że w końcu zabrałaś się na odcinek. Central Park Ci służy :D Powinnam być tam obok :D I dręczyć Cię o kolejny odcinek!
    Całuję, kocham! <3<3<3 :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo!!! :D genialne , zarabiste :D hehehe xD oby wiecej ;)

    OdpowiedzUsuń