.

.

sobota, 30 maja 2020

06. Mógłbyś mi oddać mój telefon?


Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że przynajmniej jeszcze raz będę musiała się z nim zmierzyć, żeby odzyskać swój telefon. Nie byłam tylko pewna kiedy to się stanie. Kac moralny po tej imprezie utrzymywał mi się długo. Julia unikała mnie w pracy jak ognia, a dwie ostatnie zmiany nawet nie raczyła nic powiedzieć, zmieniając się z Alex. To było tak bardzo bezsensu. Czułam się okropnie. Przecież jak Britt się dowie co stało się na imprezie, może będzie chciała mnie znaleźć i zabić? Albo całkowicie zniszczyć, jakby było mało mojego pasma nieszczęść w życiu. Dopiero teraz zrozumiałam co znaczy stracić sens życia w jakikolwiek sposób. Wszystkie pozytywne chwile, które dodawały mi w ostatnim czasie jakiejkolwiek mocy odleciały w nieznane. Pomyślałam, że ucieczka na jakiś czas od tego miasta będzie dobrym rozwiązaniem. Chociaż zamierzałam się tym samym pogrążyć jeszcze bardziej, potrzebowałam odpocząć od tego bałaganu. Nie byłam mistrzem stawania z problemami twarzą w twarz, ale pomyślałam sobie, że odwiedziny Lisy i Benjaminy będą jak najbardziej w porządku. Potrzebowałam jej chyba trochę bardziej niż w ostatnim czasie to pokazywałam. Nie zawracałam jej głowy pierdołami przedtem, bo miałam Julię. Ale teraz jej chwilowo nie było. I to przeze mnie samą. To było bardzo nie w porządku. Nie miałam tylko pomysłu jak to naprawić. Byłam w trakcie pakowania się, kiedy po moim mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka. I to bardzo natrętnie – raz po raz. Czułam jak letnie krople wody uderzają o moją skórę, zostawiając na niej wilgotne ślady. Sięgnęłam po ulubiony, owocowy żel, namydlając nim całą skórę. Czułam się średnio z tym, w jak bardzo beznadziejnym położeniu się znajdowałam. Powinnam była go wyrzucić. Albo w ogóle nie wpuszczać, chociaż miał mój telefon. Odkopałam gdzieś stary model i zamówiłam duplikat karty, ale mimo wszystko wolałam swoje nowe dziecko, w którym było wszystko co potrzebowałam, więc nie pasowało mi, że zostałam z aparatem rozdzielona na tak długo. Po wyjściu spod prysznica, wytarłam się, nacierając ciało balsamem o zapachu mango i założyłam na siebie bieliznę. Kiedy krem się wchłaniał, zrobiłam szybki makijaż w postaci czarnych kresek, trochę większej ilości tuszu i czerwonej szminki. Chciałam wypić jeszcze jedną kawę przed wyjściem, ale już prawie byłam gotowa. Miałam zamiar narzucić na siebie czarną marynarkę, a włosy zostawić rozpuszczone. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mój wygląd może wzbudzić jakieś podejrzenia. Spryskałam się ulubionymi perfumami – tymi samymi, których użyłam w dzień imprezy – zupełnie nieświadomie. Rozwiesiłam ręcznik, po czym ubrałam się do końca i wyszłam z łazienki. Posłałam mu delikatny uśmiech w podzięce. Po raz pierwszy od momentu jak przyszedł, na co on odpowiedział tym samym. Wstał, zanim ja zdążyłam to zrobić i podał mi rękę, by pomóc. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, a on jedynie wzruszył ramionami. Mój wzrok zszedł niżej, na jego dłoń i aż ciężko przełknęłam ślinę, zanim położyłam swoją dłoń na jego. Znowu poczułam te cholerne motylki w podbrzuszu. Musiałam jak najszybciej się ogarnąć, zanim znowu popełniłabym jakiś błąd. Dlaczego ja zawsze musiałam mieć tak bardzo pod górkę ze wszystkim?

- No kurwa, nie pali się! – krzyknęłam z drugiego końca mieszkania. Przez to wszystko byłam rozdrażniona i nie miałam ochoty na spotkania z ludźmi. I ten pieprzony dzwonek znowu dał o sobie znać. Miałam bardziej bojowy nastrój niż sprzyjający witaniu niechcianych gości. Otworzyłam drzwi z rozmachem, ciskając w przestrzeń jedynie „co”.

- Pomyślałem, że chciałabyś odzyskać swój telefon Audrey – powiedział jakby kompletnie nic nie robił sobie z mojego beznadziejnego humoru, niemiłej aury bijącej ode mnie na kilometr. A ja, jak na zawołanie się uspokoiłam. A przy okazji poczułam się kompletnie zażenowana.

- Zdajesz sobie sprawę, że nie powinieneś tu być? – spytałam przesuwając się, żeby mógł wejść, chociaż nie miałam pojęcia dlaczego go właściwie wpuszczałam właśnie do swojego mieszkania.

- Wiem. Przepraszam za tamto. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłem i postawiłem cię w tak cholernie niekomfortowej sytuacji. Nie mogłem nawet wcześniej cię przeprosić, bo dalej miałem twój telefon i musiałem wyjechać na kilka dni z miasta – powiedział zabierając moją rękę z drzwi, które sam zamknął i od razu ściągnął buty, mimo wszystko lustrując mnie od góry do dołu. Miałam na sobie ten sam stanik co tamtego wieczoru i krótkie, bawełniane spodenki, jakie się nosi na siłownię, na którą rzecz jasna ja nie chodziłam. Chyba, ze od wielkiego dzwonu, bo coś mi strzeliło do głowy. Na szczęście była w piwnicach tego budynku i każdy domownik miał do niej dostęp.

- Nie stałoby się to, gdybym cię w porę odepchnęła, ale najwyraźniej jestem wystarczająco samolubna i zdesperowana. Chcesz się czegoś napić? – spytałam.

- Herbaty, z cytryną jak masz – bez słowa oddaliłam się do kuchni by nastawić wodę w elektrycznym czajniku. Nie miałam zielonego pojęcia co powinnam właściwie zrobić w tym momencie ze sobą.

- Słodzisz?

- Łyżeczkę – powiedział. Zagryzłam wargę w dwa kubki sypiąc dokładnie takie same ilości. - Nie chcę być z Britt – wypalił nagle a ja o mało nie rozsypałam cukru, odstawiając go do szafki.

- Jak to? – spytałam nie chcąc po sobie zdradzić nic. Nie żebym jak ostatnia idiotka robiła sobie jakiekolwiek nadzieje.

- Ona do mnie nie pasuje. Było fajnie, ale się skończyło. Ja dorosłem, ale ona się dosłownie zestarzała. To nie ta sama dziewczyna co kiedyś. Myśli, ze dalej jest jak było, ale nie jest. Już do siebie nie pasujemy, a ona sama sprawia, ze ten związek jest dosłownie toksyczny.

- To skończ to – stwierdziłam nawet się nie odwracając w jego stronę, chociaż ciągnęło mnie niesamowicie, żeby zobaczyć jak wygląda jego mina kiedy mówi o tym wszystkim.

- To nie takie proste Audrey. Gdyby takie było, już dawno bym z tego zrezygnował. Ale Jules… Nie mam pojęcia dlaczego ona chce cały czas, żebym to ratował. Najpierw mówiła, że powinienem zerwać póki jest na to czas, a teraz mówi, że lepiej odratować to. Nie czaje kompletnie jej. Coś się ostatnio dzieje i nie mam pojęcia co. A sama Julia nie zamierza się raczej mi zwierzać i wkurwia mnie to już powoli. Mówi, żeby być z Britt, ale nie podaje argumentu ani za ani przeciw – odwróciłam się w jego stronę uważnie przyglądając się jego postawie i wyrazie twarzy. Moja ciekawość zdecydowanie zwyciężyła.

- Ja ci nie pomogę, bo Jules się do mnie nie odzywa to raz, a dwa… wyjeżdżam – powiedziałam drapiąc się po przedramieniu, zaciekawiona nagle tym, co znajduje się na blacie za jego plecami.

- Gdzie wyjeżdżasz? – spytał zaskoczony.

- Do przyjaciółki. Nie musisz więcej wiedzieć – powiedziałam – Dlatego nie mam za wiele czasu, bo muszę się jeszcze spakować – dodałam podając mu kubek z herbatą. Jego mina nie była szczególnie szczęśliwa.

- Ale wrócisz? – dopytywał dalej.

- Tak, wrócę. Muszę po prostu się zwyczajnie odchamić i przemyśleć pewne sprawy. Tu nie dam rady, szczególnie, że jestem ignorowana przez przyjaciółkę. 

- Przepraszam, to moja wina.

- Nie tylko twoja Dylan, ale moja też. Mogłam się trzymać z daleka – rzuciłam starając się ze wszystkich sił nie pokazać po sobie, że cokolwiek mi to wszystko zrobiło.

- Audrey… - zaczął wzdychając cicho. Spojrzałam na niego pytająco, zastanawiając się co chciał powiedzieć.

- Wiedz, że nie zrobiłem tego tylko dlatego, że byłem pijany i nie żałuję tego w ogóle, nawet jeśli ty tak – powiedział wbijając we mnie wzrok. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się, czy on przypadkiem czegoś nie pił albo nie brał, chociaż kompletnie nie był takim typem człowieka. Znaczy trochę był, ale nie do końca. W końcu nie stronił zawsze od alkoholu, fajek czy zioła. Ale znał umiar i wiedział, kiedy może sobie pozwolić czy nie.

- Po części powinnam żałować, bo spieprzyłam przyjaźń z twoją siostrą, ale…

- Ale co?

- Ale z drugiej strony nie mam czego żałować. Chociaż powinnam się od ciebie trzymać z daleka. I zacznę to robić, to mogę ci obiecać. Chociaż tyle mogę zrobić żebyś odzyskał zdrowy kontakt z siostrą, bo strzelam, że nie tylko do mnie się nie odzywa, chociaż ma prawo. W końcu zachowałam się jak szmata i całowałam się z zajętym facetem, na imprezie jego kumpla – wywaliłam. Zaczęłam się zastanawiać czy ja niczego dzisiaj nie piłam przypadkiem, bo jakimś cudem wywalałam wszystko co miałam w sobie. I nie zająknęłam się ani razu, chociaż jego osoba zazwyczaj mnie onieśmielała. Coś się działo właśnie ze mną tylko nie do końca rozumiałam co. – A teraz przepraszam, czuj się jak u siebie, a ja wrócę do pakowania. Za kilka godzin mam lot – powiedziałam wymijając go żeby wrócić do swojego zajęcia.

- Mogę zawieźć cię na lotnisko – powiedział ewidentnie za mną idąc.

- Nie trzeba. Dam sobie radę.

- Nie każ mi nalegać. Chociaż tyle mogę zrobić w ramach przeprosin. Później obiecuję się odczepić, jeśli będziesz chciała. Nie chcę spieprzyć twojej przyjaźni z moją siostrą.

- Nie masz naprawdę co robić? Masz dziewczynę, siostrę tutaj… jedź ją odwiedzić. Jeśli nie zmieniła grafiku, jest w domu – powiedziałam sięgając z szafy kolejne dwie sukienki. Zdawałam sobie sprawę, że Dylan uważnie mnie obserwuje. Westchnęłam ciężko, składając ubrania. Włożyłam je do małej walizki. Nigdy nie brałam za dużego bagażu, bo razem z Lisą nosiłyśmy te same rozmiary, więc nie miałam potrzeby brać zbyt wiele, ona również, kiedy przylatywała do mnie. Naszykowałam jasno szare rurki i czarny top na ramiączkach, dobierając do stroju sandałki na szpilce. Przy niej, zawsze chodziłam na szpilkach, nawet wysiadając z samolotu. Lisa przez swoją pracę, nie była raczej przeciętnym człowiekiem i zawsze wyglądała lepiej niż dobrze, a ja będąc obok – towarzyszyłam jej. Wtedy mogłyśmy obie podbić cały świat.

- Wybieram twoje towarzystwo. Wydaje mi się, że rozumiesz mnie lepiej niż one razem wzięte. – Naprawdę przez cały czas starałam się sprawiać wrażenie, jakby nie do końca ruszały mnie jego słowa. Zapewne przeżywać dopiero zaczęłabym w samolocie, ale póki co chciałam zachować w miarę zimną krew. Westchnęłam cicho prostując się. Dylan okazał się być cięższy do spławienia niż sobie wyobrażałam. Chyba był typem wojownika, który nigdy nie odpuszcza.

- Nie ułatwiasz mi nic. Wiesz o tym?

- Nie zamierzam. Życie nie polega na chodzeniu na łatwiznę.

- A może jednak?

- Nie. Byłoby zbyt proste i bez sensu, gdyby wszystko przychodziło ot tak, łatwo.

- Idę się odświeżyć – powiedziałam zmieniając temat. Wzięłam z szuflady czystą bieliznę i strój przygotowany na lot. Te kilka godzin w rzeczywistości były trzema godzinami. Z czego godzinę przed chciałam być na lotnisku, a drugą godzinę miałam poświęcić na podróż. Trzecia zaś była przeznaczona na prysznic i ogólne ogarnięcie się. Nie oglądając się za siebie poszłam do łazienki, zamykając się w niej. Miesiąc wcześniej, oszalałabym na myśl, że TEN Dylan O’Brien jest w moim mieszkaniu, co właściwie zrobiłam, kiedy zjawił się tu po raz pierwszy. Dwa tygodnie temu, czułabym się trochę idiotycznie z nim tutaj, paląc buraka na każdym kroku. Tego dnia, nie wiedziałam czemu nie robiło to na mnie wrażenia. Może ten jeden pocałunek coś zmienił? Może przestał mnie interesować… Nie, nie przestał, bo cały czas powracałam do tamtej chwili. Wiedziałam, że zrobiłam źle. Nie mogłam jednak dalej wyjść z podziwu, jak dobre to było i jak bardzo chciałabym to powtórzyć, a może nawet pójść dalej bez względu na wszystko. Kochałam Julię jak własną siostrę. Rozumiałam jej złość, że zalecam się do jej brata, który jest zajęty. Ale skoro wiedziała, że jego związek jest w rozsypce, dlaczego nie pozwalała mu samemu wybrać szczęścia i odpowiedniej drogi dla siebie? Nie mówiłam, że chodziło o mnie, bo w to zdecydowanie wątpiłam, ale metody prób i błędów. Czy nie na tym właśnie opierały się decyzje życiowe? Na szukaniu, a przy tym robieniu mniej lub bardziej nieodpowiednich rzeczy?

- Wow – usłyszałam od razu. Dylan siedział na moim łóżku, bawiąc się telefonem, który automatycznie odłożył, jak tylko uchyliłam drzwi. – To chyba jednak nie podróż do przyjaciółki – stwierdził marszcząc w zabawny sposób brwi.

- Może – mruknęłam od niechcenia. Wrzuciłam flakonik na wierzch walizki, siadając na łóżku, żeby założyć buty na stopy. Automatycznie urosłam o dwanaście centymetrów, więc byłam w tym momencie jego wzrostu, kiedy wstałam.

- Wyglądasz zabójczo – stwierdził uważnie oglądając każdy kawałek mojego ciała, który stał się prawie jednością z ubraniem.

- Chcesz kawę? Muszę się jeszcze napić zanim stąd wyjdę. I byłabym wdzięczna, gdybyś zechciał mi oddać telefon, pewnie się całkowicie rozładował.

- Naładowałem go.

- To co z tą kawą? – spytałam mierząc się z nim wzrokiem, kiedy już stałam tuż przed nim.

- Wolałabym… - zaczął zbliżając się niebezpiecznie. Od razu się od niego odsuwając. Domyśliłam się do czego zmierza i nie było to w porządku.

- Odpuść. Nie możesz. Nie możemy – powiedziałam zabierając dłoń i wyszłam z sypialni wędrując do kuchni. Dopiero tam przypomniałam sobie o zimnej już herbacie, którą po prostu wylałam, a kubek wstawiłam do zmywarki. Musiałam jeszcze ją nastawić na zmywanie przed wyjściem, żeby nic nie zostało.



~*~

Cześć,
ja wiem, że minęło bardzo dużo czasu odkąd po raz ostatni coś tutaj publikowałam. Blog był przeniesiony na inną stronę, oczywiście zapomniałam dać adnotację, bo skleroza nie boli.
Jednak opłacanie serwera i tak dalej to przerosło mnie nieco. Zbierałam się długo w sobie, żeby wrócić na nowo do tej historii, ale jestem.
Z nowymi pomysłami, chęcią kontynuacji i nadzieją, że tym razem nie polegnę. Wydaje mi się, że to jedna z takich historii, które pisałam, do których mam sentyment.
I sam fakt, że zamysł był tak dobry, że warto spróbować to kontynuować. Nie mogę za wiele wam obiecać prócz tego, że będę się starać.
Buziaki i dajcie znać w komentarzach co sądzicie. 

xxx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz