Nigdy
nie powiedziałabym, że Dylan jest tak niesamowicie otwartym człowiekiem. Znaczy
doskonale wiedziałam od Julii, że jej brat zalicza się do tych osób, które
skupiają wokół siebie mnóstwo uwagi. Był mega pozytywnym człowiekiem, którego
zawsze wszędzie pełno, nawet jeśli spał.
Przysięgam, że kiedy położyliśmy się wszyscy do łóżek, nie mogłam i nawet nie byłam w stanie przestać myśleć o nim, bo skutecznie zaprzątnął moje myśli. Jednak mimo tego wstałam pierwsza i po ogarnięciu się zdążyłam iść do pobliskiej piekarni po świeże, jeszcze letnie pieczywo, by przygotować dla naszej trójki śniadanie wraz z gorącą, świeżo-mieloną kawą, której zapach rozniósł się po całym mieszkaniu. Nie zapomnę tego momentu, kiedy zwabiony zapachem pojawił się w kuchni w samych bokserkach, nie przejmując się zupełnie niczym, z porannym wzwodem, a ja z wrażenia prawie wypuściłam nóż z ręki, gapiąc się na niego jak typowo niewychowane dziecko. Ten człowiek budził we mnie wyjątkowo sprzecznie emocje. Z jednej strony się krępowałam, z drugiej byłam zbyt otwarta. To jak masło maślane. Zero sensu i logiki. Najgorsze w tym wszystkim było to, że po prostu nie mogłam przestać myśleć o nim, nawet w pracy. To jakby ktoś zrobił mi dziurę w mózgu i włączył slajdy z nim na nieustanne powtarzanie. Strasznie wkurzałam tym Julię.
Myślałam, że to po prostu z wrażenia, że mój największy crush był u mnie i przejdzie mi po dwóch, trzech dniach, ale to się tylko nasilało z każdą kolejną dobą. Nie zwróciłam uwagi na to, że minął również czternasty luty. Nie przejmowałam się niczym przez okrągłe dwa tygodnie. Była już końcówka lutego, a ja nagle cudownym sposobem poczułam, że kompletnie nic mnie nie interesowało. Byłam tak zaabsorbowana osobą Dylana i tym, jakie wrażenie na mnie wywarł. Wciąż gdzieś się pojawiał, a kiedy Julia w trakcie pracy czasem z nim rozmawiała, ciągle przychodziła ze zgaszoną i niezadowoloną miną, mówiąc, że jej brat przesyła mi uściski. Jednak sam od tamtej pory się nie odezwał do mnie. Zresztą nie miał nawet mojego numeru telefonu, bo ja sama mu go nie dawałam, a Julia byłaby chyba ostatnią osobą, która chciałaby mu pomóc w tej kwestii. To nie było tak, że myślałam o nim nałogowo. Ale przez to, że gdzieś ciągle się pojawiał przywiązywałam mniejszą wagę do rzeczy, które przedtem nie do końca mnie zadawalały, a często wręcz smuciły.
Przysięgam, że kiedy położyliśmy się wszyscy do łóżek, nie mogłam i nawet nie byłam w stanie przestać myśleć o nim, bo skutecznie zaprzątnął moje myśli. Jednak mimo tego wstałam pierwsza i po ogarnięciu się zdążyłam iść do pobliskiej piekarni po świeże, jeszcze letnie pieczywo, by przygotować dla naszej trójki śniadanie wraz z gorącą, świeżo-mieloną kawą, której zapach rozniósł się po całym mieszkaniu. Nie zapomnę tego momentu, kiedy zwabiony zapachem pojawił się w kuchni w samych bokserkach, nie przejmując się zupełnie niczym, z porannym wzwodem, a ja z wrażenia prawie wypuściłam nóż z ręki, gapiąc się na niego jak typowo niewychowane dziecko. Ten człowiek budził we mnie wyjątkowo sprzecznie emocje. Z jednej strony się krępowałam, z drugiej byłam zbyt otwarta. To jak masło maślane. Zero sensu i logiki. Najgorsze w tym wszystkim było to, że po prostu nie mogłam przestać myśleć o nim, nawet w pracy. To jakby ktoś zrobił mi dziurę w mózgu i włączył slajdy z nim na nieustanne powtarzanie. Strasznie wkurzałam tym Julię.
Myślałam, że to po prostu z wrażenia, że mój największy crush był u mnie i przejdzie mi po dwóch, trzech dniach, ale to się tylko nasilało z każdą kolejną dobą. Nie zwróciłam uwagi na to, że minął również czternasty luty. Nie przejmowałam się niczym przez okrągłe dwa tygodnie. Była już końcówka lutego, a ja nagle cudownym sposobem poczułam, że kompletnie nic mnie nie interesowało. Byłam tak zaabsorbowana osobą Dylana i tym, jakie wrażenie na mnie wywarł. Wciąż gdzieś się pojawiał, a kiedy Julia w trakcie pracy czasem z nim rozmawiała, ciągle przychodziła ze zgaszoną i niezadowoloną miną, mówiąc, że jej brat przesyła mi uściski. Jednak sam od tamtej pory się nie odezwał do mnie. Zresztą nie miał nawet mojego numeru telefonu, bo ja sama mu go nie dawałam, a Julia byłaby chyba ostatnią osobą, która chciałaby mu pomóc w tej kwestii. To nie było tak, że myślałam o nim nałogowo. Ale przez to, że gdzieś ciągle się pojawiał przywiązywałam mniejszą wagę do rzeczy, które przedtem nie do końca mnie zadawalały, a często wręcz smuciły.
Aż
przyszedł dwudziesty czwarty lutego. Wyszłam na zaplecze napić się czegoś „w
locie”. Dzisiaj Julii nie było, bo zamieniła się z Alex, która jutro
potrzebowała wolnego z powodu egzaminu na uczelni, a Frank niestety „zapomniał”
uwzględnić tego w grafiku. Generalnie czułam się tak, jakbym była tam sama, bo
przecież mój szef nie robił nic, oprócz prucia się, a Alex nie należała do
najlepszych pracowników. Była tylko dziewczyną, która sobie dorabiała do kieszonkowego,
które dawali jej rodzice. Miała osiemnaście lat i była cholernie dziana,
dlatego nie rozumiałam, co robi w takim miejscu jak nasza urocza restauracyjka.
Znowu dostałam klucze i tym razem Frank poinformował mnie znacznie wcześniej,
że mam zamknąć knajpę.
-
Audrey, pan pyta o ciebie – usłyszałam, odwracając się w stronę szefa. Uniosłam
brew do góry. Czy zawsze, kiedy nie miałam ochoty, siły albo humoru ktoś musiał
prosić akurat o mnie?
-
Zaraz przyjdę, chcę się tylko napić – mruknęłam, po czym przechyliłam szklankę
z sokiem i dopiłam go do końca, wycierając wierzchem dłoni usta. Wzięłam swój
notesik i długopis odwracając się do drzwi i ciężko westchnęłam.
-
Uśmiechnij się, bo odstraszysz klientów – powiedział, a ja wywróciłam oczami i
przykleiłam na usta uśmiech numer pięć, zarezerwowany właśnie na takie okazje,
co by udawać fajną. Ruszyłam prawie dziarskim krokiem przed siebie i już po
chwili stałam na sali. – Pan w czarnej, skórzanej kurtce – skwitował Frank, a
ja w końcu dostrzegłam mężczyznę, który siedział obecnie do mnie tyłem. Skądś
go znałam. Ruszyłam w jego kierunku wciąż z tym samym uśmiechem, aż znalazłam
się obok.
-
Witamy w Sidewalk Cafe, w czym mogę panu pomóc? – spytałam najmilszym głosem,
na jaki było mnie stać, czując na sobie wzrok szefa. Przecież musiał się gapić,
skoro klient poprosił, żebym to ja przyjęła od niego zamówienie.
-
Myślisz, że Steak Tacos na razie załatwi uczucie głodu? – spytał, a ja prawie
zamarłam, kiedy odwrócił się w moją stronę z tym swoim uśmiechem i błyskiem w oczach.
O matko, jak mi zmiękły kolana! Musiałam wyglądać jak idiotka gapiąc się na
niego – nie żeby to nowość jakaś była. – Twój szef powiedział, że Julii nie ma
w pracy, a jak spytałem o ciebie od razu poszedł cię zawołać. Mam wolny wieczór
i pomyślałem, że zabiorę Jules po pracy na jakieś żarcie, ale jej nie ma. A
skoro już tu przyszedłem, to przynajmniej nie zmarnuję wieczoru i posiedzę z
tobą. Zamykasz dzisiaj? – spytał prosto z mostu, a ja jedynie skinęłam głową,
starając się jak najszybciej wszystko przeanalizować. Dylan nie wiedział, że
Julia się zamieniła? Przecież oni rozmawiali średnio raz, czasami dwa razy na
dzień. Ale to chyba nie był odpowiedni moment na dłuższe zastanawianie się. Mój
szef wciąż mnie obserwował.
-
Frank się cały czas gapi, zaraz będzie zawijał, więc zostanę sama z Alex –
powiedziałam uśmiechając się lekko. – Steak Taco załatwi głód tylko na chwilę,
ale nie spodziewałabym się ekscesów – dodałam po chwili.
-
Nie szkodzi. Zamówię to i jakąś cole czy cokolwiek, co mi wybierzesz, obojętne
– odpowiedział puszczając mi oczko. I przysięgam, że poczułam jak moje policzki
pokrywają się czerwienią. Matko kochana, dlaczego on na mnie tak działał?
-
Zaraz przyniosę zamówienie – powiedziałam, nawet nie zapisując, co też Dyl
chciał. Po prostu się odwróciłam i odeszłam prędko w stronę kuchni, by podać
kucharzowi zamówienie, które ostatecznie musiałam napisać. Zaraz po tym
sięgnęłam szklankę do coli i wrzuciłam trzy kostki lodu do niej, a następnie
sięgnęłam z lodówki gingera i nalałam go do szkła, które po chwili mu
dostarczyłam. Doskonale pamiętałam, że to jest właśnie ulubiony napój bruneta.
Co najśmieszniejsze, mój również.
-
Muszę przyznać, że pasują ci te legginsy – wyrzucił z siebie, a ja tylko
jeszcze bardziej poczerwieniałam. Okej, nie przewidziałam, że kiedy odejdę od
jego stolika, to będzie się na mnie gapił. Chociaż był facetem i to było prawie
jak odruch bezwarunkowy. Ta restauracja była tak samo moim terytorium, jak i
moje mieszkanie, a mimo tego, Dylan mnie gasił ot tak, jak za pstryknięciem
palcami.
-
Zastanawiam się czy w tym wypadku powinnam przyjąć komplement czy oburzyć się i
stwierdzić, że takie słowa są nie na miejscu, zważywszy na fakt, iż jesteś
bratem mojej przyjaciółki i podobno masz dziewczynę – powiedziałam przechylając
lekko głowę.
-
Śledzisz informacje o mnie? – spytał. Aż zrobiło mi się gorąco, a ten cały czas
patrzył na mnie. Bałam się, że odpowiedź już odnalazł na mojej twarzy.
-
Nie, twoja siostra mi o tym powiedziała – stwierdziłam z ulgą, kiedy udało mi
się wybrnąć albo faktycznie nie poznał po mnie prawdy, albo był na tyle
uprzejmy, by tego nie skomentować. – A teraz przepraszam, chociaż z chęcią bym
przerwała pracę i z tobą pogawędziła, jednak nie mogę. Mój szef wciąż się na
mnie gapi i pilnuje czy pracuję, jak należy – powiedziałam znacznie ściszonym
głosem, a Dylan odwrócił się przez ramię lustrując mojego szefa, który nagle
zaczął udawać, że jest czymś niesamowicie zajęty. Frank przyłapany na gorącym
uczynku. Tego jeszcze tutaj nie było.
- Spoko,
za ile wychodzi? – spytał, znów patrząc na mnie, chociaż czułam, jak jego wzrok
prześlizgnął się po moim ciele.
-
Zaraz powinien, bo żonka już mu obiadek gotuje – uśmiechnęłam się do niego
lekko.
-
Okej, to pogadamy jak wyjdzie – rzucił puszczając do mnie oczko. Nie Dylan. Tak
nie rób, bo to się wcale dobrze nie skończy. Skinęłam głową i odwróciłam się.
Zdążyłam podejść do zaplecza, kiedy zostałam poinformowana o tym, ze zamówienie
bruneta było gotowe. Bez słowa zabrałam talerz i zaniosłam go Dylanowi, życząc
mu smacznego.
Naprawdę starałam się
skupić na pracy i nie patrzeć na niego. Ale to było znacznie cięższe niż
przypuszczałam. Zerkałam na zegarek, co chwilę czekając aż Frank wyjdzie i
kiedy zabrał swoje manatki, odetchnęłam niemalże z ulgą. Ale nie zamierzałam
rozmawiać jeszcze z Dylanem, póki nie upewnię się, że Frank odjedzie i nie
postanowi wrócić. Wzięłam natomiast ściereczkę i zaczęłam sprzątać powoli z
wolnych stolików z cichą nadzieją, że nikt do zamknięcia nie wejdzie.
Ostatecznie skończyło się na tym, że i tak rozmawiałam z Dylanem, który
postanowił zostać i mi pomóc w porządkach po zamknięciu.
Równo o 11 PM zawołałam do siebie Alex.
Równo o 11 PM zawołałam do siebie Alex.
-
Chcesz dzisiaj wyjść wcześniej? – spytałam patrząc na dziewczynę. Nie
rozumiałam, dlaczego Frank bardziej mi ufa niż reszcie zespołu, gdzie miał paru
starych pracowników. To ja zawsze miałam zamykać. Co lepsze, Julii, chociaż
była ode mnie starsza i miała chyba więcej wspólnego z tym zawodem niż ja, aż
tak bardzo nie ufał. I to w sumie wydawało mi się podejrzane, ale nie
komentowałam tego głośno, co by nie narobić sobie problemów.
-
Ale trzeba posprzątać przecież – mruknęła rozglądając się po sali, gdzie na
swoim miejscu siedział Dylan. – I jest jeszcze klient.
-
Nie przejmuj się tym, ogarnę restaurację. Wszyscy już wychodzą, nim zajmę się
sama – powiedziałam uśmiechając się ciepło do dziewczyny.
- A
Frank się nie wkurwi?
- A
widzisz tu go? Ja dzisiaj zamykam, bo jego nie ma, więc spokojnie możesz wyjść
teraz. Ja sobie poradzę i tak nie mam nic lepszego do roboty – odpowiedziałam
jej, zerkając przez ramię na Dylana.
-
Dziękuję ci. Jesteś niesamowita. Obie jesteście. I ty i Julia. Gdyby nie ona,
musiałabym pisać z miejsca poprawkę.
-
Ona też studiowała, więc wie, co to znaczy. A teraz idź już i wyśpij się przed
jutrzejszym egzaminem, żebyś nie musiała się martwić czy będziesz mieć z tego
poprawkę czy nie.
-
Dzięki wielkie, Audrey. Wynagrodzę ci to – powiedziała, a ja jedynie wzruszyłam
ramionami, mówiąc, że nie musi. Bo przecież nie musiała. Ja po prostu bardzo
kulturalnie chciałam się jej pozbyć. Alex jakimś cudem nie załapała, kim był
Dylan, ale to dobrze, bo w przeciwnym razie pewnie chciałaby tu zostać i skompromitowałabym
się przy niej. Naprawdę tego nie chciałam. Wolałam wypadać dobrze przy nim, tym
bardziej, że już popełniłam tyle gaf w obecności jego osoby, że to mała głowa.
Zabawne
było patrzenie, jak Dylan pomaga mi z myciem podłogi. Śmiałam się jak głupia,
kiedy nieporadnie próbował doszorować jedno miejsce, przez co o mało nie wylał
całej wody na podłogę, aż zlitowałam się i zostawiłam stoliki, żeby pomóc mu z
ogarnięciem tego.
-
Zajmij się stolikami, ja dokończę podłogę – powiedziałam ze śmiechem. Policzki
aż bolały mnie od nadmiernego wysiłku. Ale jednocześnie bawiłam się całkiem
nieźle.
-
Ale ja mogę skończyć myć tą podłogę – oburzył się, a ja spojrzałam na niego
pobłażliwie.
-
Serio? Przed chwilą prawie wylałeś wodę, a ja chciałabym stąd wyjść przed ranem
– powiedziałam i uśmiechnęłam się niewinnie. Ten tylko spojrzał na mnie
zgaszonym spojrzeniem, a ja miałam ochotę się z tego powodu po prostu
roześmiać, znowu.
Jednak byłam grzeczna i tego nie zrobiłam, po prostu zabierając się za zmywanie podłogi. Sprzątanie udało nam się o wiele szybciej, niż gdyby on miałby myć tą podłogę do rana.
Jednak byłam grzeczna i tego nie zrobiłam, po prostu zabierając się za zmywanie podłogi. Sprzątanie udało nam się o wiele szybciej, niż gdyby on miałby myć tą podłogę do rana.
-
Skończone – powiedziałam z szerokim uśmiechem odwracając się w jego stronę i
tym razem to ja go zlustrowałam od góry do dołu, doskonale zdając sobie sprawę
z tego, że on dobrze obserwuje to, co ja robię. Chociaż przez moment to ja się
czułam pewniej.
-
Brawo. To teraz dasz się zaprosić na kolację? Zdycham z głodu – powiedział
wbijając we mnie spojrzenie. Czułam się dziwnie, kiedy to on patrzył z taką
uporczywością na mnie i nie do końca wiedziałam, co mam w takim momencie ze
sobą zrobić. Źle na mnie to działało, dlatego opuściłam wzrok na podłogę.
-
Idę jutro do pracy – stwierdziłam zerkając na niego. I co ja do cholery sobie w
tym momencie myślałam? Uniosłam niepewnie wzrok do góry i tylko cicho
westchnęłam. Moja własna głupota mnie zabijała. Facet, na którego ewidentnie
lecę (co jest dziwne, bo przecież nie tak dawno temu byłam bliska wielkiemu
rozpaczaniu z powodu Michaela. Jak to się mówi? Kobieta zmienną jest, tak?)
- No
wiesz co… Audrey, nie daj się prosić. I tak przecież nie masz nic do roboty.
Poza tym, chyba nie pozwolisz mi jeść samemu, co? – Po pierwsze, wcale… A nie,
przepraszam. Mówiłam, że nie mam nic do roboty. Ciekawe czy się sypnęłam i on
doskonale wie, że jednak nie idę jutro do pracy, bo litościwy Frank dał mi po
prostu wolne.
-
Właściwie to i tak sama umieram z głodu. Nie jadłam nic od lunchu –
stwierdziłam i jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu.
- I
teraz mi to mówisz? Mogłem uruchomić szybsze obroty przy sprzątaniu – skwitował
podniesionym głosem, jakby działa się jakaś wielka krzywda. Pokręciłam lekko
głową i się cicho zaśmiałam.
-
Muszę się przebrać. Daj mi chwilę – powiedziałam biorąc wiadro z wodą.
-
Nie. Ja to wezmę, powiedz gdzie mam wylać, a ty się w tym czasie przebierzesz –
uśmiechnął się, podchodząc zdecydowanie zbyt blisko mnie. Teraz musiałam
zadrzeć głowę do góry by spojrzeć na niego. Moje policzki pokryły się
czerwienią, kiedy przez przypadek dotknął mojej ręki. Opuściłam głowę w dół i
spojrzałam na wiadro, które on już mocno trzymał, więc puściłam je po prostu.
- Chodź
za mną – dodałam cicho od razu kierując się na zaplecze, nie dbając o to, czy
gapi się na mój tyłek w tym momencie czy nie. – Idź prosto, do toalety i tam
się tego pozbądź – powiedziałam uśmiechając się lekko, chociaż zapewne tego nie
widział. Ja skręciłam do małego pokoiku, w którym znajdowały się nasze szafki z
rzeczami. Nie włączałam nawet światła, bo wystarczająco mocno było to
pomieszczenie oświetlone przez światło na korytarzu. Wyciągnęłam swoje rzeczy,
przebierając się najpierw z legginsów na mocno obcisłe rurki, a następnie
ściągnęłam koszulkę, nieświadoma, że Dylan zdążył już się ogarnąć ze wszystkim
i niefortunnie zatrzymał się w miejscu, gdzie się rozstaliśmy i doskonale
wszystko widział. Założyłam na siebie biały, delikatnie koronkowy top, który
idealnie komponował się z czarnym stanikiem z koronki. Który całkowicie
prześwitywał. Lubiłam tak delikatną bieliznę, bo właściwie to było tak, jakbym
jej nie nosiła i czułam się z tym wyjątkowo komfortowo.
-
Gotowa? – spytał, kiedy bluzka zsunęła się po moim brzuchu i zatrzymała na
biodrach. Aż podskoczyłam przestraszona, robiąc się bordowa jak burak.
-
Długo tu stoisz? – spojrzałam na niego, biorąc do ręki swoją torbę, tuż po tym
jak wcisnęłam swój roboczy strój do szafki.
-
Dopiero przyszedłem. Akurat jak już zdążyłaś się ubrać – skłamał, a ja poczułam
jak robi mi się gorąco. Jeszcze bardziej niż było. – Gotowa? – ponowił pytanie.
-
Tak – powiedziałam cicho i sprawdziłam czy mam klucze do restauracji, po czym
wyszłam z pokoju i zamknęłam go za sobą, nawet nie zwracając uwagi na to, czy
Dylan będzie się patrzył czy nie. W międzyczasie wkładałam na siebie swoją
skórzaną kurtkę. Czułam się dziwnie z faktem, że mógł za wiele widzieć.
Musiałam bardziej przemyślać swoje stroje do pracy.
Wyszliśmy na zewnątrz, a ja jedynie skrzywiłam się na podmuch zimnego wiatru. Nienawidziłam takiej pogody. Oczywiście, była lepsza niż na przykład w Nowym Jorku, ale mimo wszystko wolałam, kiedy było naprawdę ciepło.
Przekręciłam w końcu zamek i odwróciłam się przodem do Dylana. Mogłam na niego spojrzeć, bo światło średnio docierało pod zadaszenie. Miał niesamowicie ciemne oczy, które przedtem wydawały mi się znacznie jaśniejsze albo to światło tak działało. Przypatrywał mi się, a chwilę później zmuszona byłam się ocknąć, nie rozumiejąc do końca, co się dzieje, kiedy poczułam jak moja kurtka ciaśniej mnie opina. Spojrzałam w dół i spostrzegłam jego dłoń, która wędrowała w górę wraz z zamkiem. Jakoś szczególnie nie zabłysnęłam inteligencją, skoro zapomniałam się zapiąć. Poczułam się w tym momencie jak dziecko.
Wyszliśmy na zewnątrz, a ja jedynie skrzywiłam się na podmuch zimnego wiatru. Nienawidziłam takiej pogody. Oczywiście, była lepsza niż na przykład w Nowym Jorku, ale mimo wszystko wolałam, kiedy było naprawdę ciepło.
Przekręciłam w końcu zamek i odwróciłam się przodem do Dylana. Mogłam na niego spojrzeć, bo światło średnio docierało pod zadaszenie. Miał niesamowicie ciemne oczy, które przedtem wydawały mi się znacznie jaśniejsze albo to światło tak działało. Przypatrywał mi się, a chwilę później zmuszona byłam się ocknąć, nie rozumiejąc do końca, co się dzieje, kiedy poczułam jak moja kurtka ciaśniej mnie opina. Spojrzałam w dół i spostrzegłam jego dłoń, która wędrowała w górę wraz z zamkiem. Jakoś szczególnie nie zabłysnęłam inteligencją, skoro zapomniałam się zapiąć. Poczułam się w tym momencie jak dziecko.
-
Nie chcę mieć na sumieniu Twojego przeziębienia – powiedział śmiejąc się cicho
pod nosem. Wywróciłam oczami, uśmiechając się lekko do niego, po czym schowałam
klucze do torebki.
-
Nie będziesz miał. To gdzie chcesz iść? – spytałam, a po chwili poczułam jego
rękę na swoim pasie, którą popchnął mnie delikatnie do przodu i nawet nie
próbował jej zabrać, przez co czułam się nieco skrępowana.
- Co
powiesz na pizzę? Mam cholerną ochotę na coś niezdrowego. Albo nie. Lubisz
krewetki? – spytał, a ja uniosłam tylko do góry brew. Nie byłam jakąś
szczególnie wielką fanką tych wodnych robali.
-
Zjem, ale nie jestem fanką…
-
Okej, mają też inne rzeczy. Nieważne, po prostu mi zaufaj – rzucił z uśmiechem
i zabrał rękę z moich pleców, na co odetchnęłam cicho z ulgą, bo czułam się
przez to sparaliżowana. Zerknęłam na niego kątem oka, jak wsuwał dłonie w
kieszenie spodni i szedł po prostu ramię w ramię ze mną. Nie miałam, co zrobić
z rękoma, więc sama wsunęłam je w kieszenie spodni, po czym przygryzłam wargę,
nie rozumiejąc, o co chodzi. Lubiłam go, czułam się w jego towarzystwie dobrze,
do momentu, kiedy nie był zbyt blisko mnie, a ja nie zaczynałam się czuć
kompletnie sparaliżowana przez jego osobę. Był przystojny, pociągający, zabawny.
Sprawiał wrażenie człowieka kompletnie beztroskiego. W dodatku był wyjątkowo
pozytywną osobą. I w ciągu dalszym był bratem mojej przyjaciółki, co było dość
niewygodne. No i miał dziewczynę, więc tym bardziej powinnam była się trzymać z
daleka, ale jednocześnie on sam w sobie tak cholernie przyciągał, że nie
potrafiłam się przeciwstawić i oprzeć.
-
Coś nie tak, Audrey? Wyglądasz na spiętą – powiedział, a ja spojrzałam na niego
niezadowolona, że mnie rozgryzł. Czy ja byłam tak prosta do odczytania, czy to
mi się tylko wydawało?
- Po
prostu to dziwne, że idę zjeść coś z bratem mojej przyjaciółki – powiedziałam
wzruszając ramionami. Trochę się mijało to z prawdą, ale nie zamierzałam się do
tego głośno przyznawać.
-
Przyjaciele i przyjaciółki Jules są moimi przyjaciółmi, więc spokojnie. Ona cię
za to nie zje, nie pobije, ani nie zabije. Mogła być w pracy, to poszedłbym z
nią. Nie było jej, więc nie zamierzałem marnować czasu na samotne jedzenie
czegoś, skoro mogę mieć śliczną towarzyszkę – wytłumaczył uśmiechając się
szczerze, a ja cicho westchnęłam i miałam nadzieję, że tego nie usłyszał.
Wystarczająco głupio się czułam.
- To
po prostu dziwne i tyle – powiedziałam opuszczając głowę w dół. Szliśmy po
drewnianych płytach, które prowadziły nas do wybranej przez niego knajpy, na
wybrzeżu.
Byłam ciekawa, jakie
miejsce dla nas wybrał na tą nietypowo późną kolację. Mogłam się spodziewać, że
będą mieć na pewno krewetki i zapewne on je wybierze.
Wcale
się nie pomyliłam. Ja tego, co prawda w menu nie widziałam, ale na jego talerzu
było kilka rodzai krewetek w różnych sosach i innych przyprawach. Na moim
talerzu spoczywał stek z warzywami. Widziałam jego głupi uśmiech, kiedy zajadał
się swoimi krewetkami, a ja ledwo przełykałam wołowinę.
-
Nie mogę na to patrzeć – stwierdził. – Masz, spróbuj – dodał odkrawając kawałek
krewetki i wysunął widelec z nią w moją stronę. Spojrzałam na niego pytająco.
- Ty
chyba nie myślisz, że wepchniesz we mnie krewetkę, kiedy mam na swoim talerzu
stek – stwierdziłam, a on tylko rozciągnął usta w szerszym uśmiechu.
-
Właśnie tak myślę, bo wiem, że masz ochotę tego spróbować, ale nie masz odwagi
powiedzieć. Masz to wypisane na twarzy. Poza tym, jakbyś nie chciała tego, to
byś co chwilę nie zerkała na mój talerz. – Czy mi się wydawało, czy on puścił
do mnie oczko właśnie? Zagryzłam wargę i odłożyłam widelec na talerz.
-
Jesteś zbyt pewny siebie – stwierdziłam, a zaraz po tym nachyliłam się bardziej
do przodu, ściągając ustami kawałek krewetki z wiórkami kokosowymi. Smakowała
dziwnie.
-
Nie, po prostu widzę, czego chcesz – rzucił rozbawiony. – Chcesz spróbować
innej? – spytał spoglądając na swój talerz. Nawet nie zdążyłam mu odpowiedzieć,
kiedy kolejny mały kawałek krewetki wylądował w moich ustach. Tym razem
grillowanej, która była znacznie lepsza.
- Ta
jest smaczniejsza od tej kokosowej – stwierdziłam tuż po tym jak ją
przełknęłam.
- Ta
będzie jeszcze lepsza, uwierz mi – odpowiedział. Kolejna krewetka była na
ostro.
-
Zdecydowanie grillowana prowadzi – uśmiechnęłam się do niego, sięgając po swój
ginger ale. Najchętniej wzięłabym coś mocniejszego, ale musiałam jeszcze
dotrzeć do domu. A nagle zapragnęłam spędzić z nim całą noc.
-
Twoja kolej. Chcę spróbować Twojego steku – stwierdził otwierając usta i wydał
z siebie dźwięk, jak przy badaniu gardła, a ja wywróciłam oczami, chwytając za
sztućce, a po chwili wsunęłam w jego usta widelec z kawałkiem steku. – Dobry –
mruknął tak, jakby właśnie rozkoszował się kawałkiem mięsa, a ja się tylko
zaśmiałam.
- Widzisz, tajemnica tkwi w tym, że potrafię stawiać na dobre wybory – stwierdziłam uradowana, że w końcu to mnie coś wyszło.
- Widzisz, tajemnica tkwi w tym, że potrafię stawiać na dobre wybory – stwierdziłam uradowana, że w końcu to mnie coś wyszło.
-
Jesteś zbyt pewna siebie – zauważył, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem, trochę
niepotrzebnie zwracając na siebie uwagę. Ale nie przejmowaliśmy się tym,
śmiejąc się dalej. Bo kto nam zabroni?
Nikt nie miał takiego prawa. Mogli się jedynie patrzeć i zazdrościć, że
potrafiliśmy znaleźć wspólny język, nawet jeśli zaczynało się niewinnie od
głupiego jedzenia.
Cieszyłam się, że w końcu udało mi się przy nim wyluzować i zachowywać w bardziej cywilizowany sposób.
Kiedy uciekłam na chwilę do łazienki, zauważyłam w lustrze jak bardzo błyszczą mi oczy, a zmęczenie pracą odeszło jak za dotknięciem magicznej różdżki. Czułam się przy nim lepiej niż przy kimkolwiek. Miałam nadzieję tylko, że nie wyczyta ze mnie tego, tak jak reszty rzeczy. Chociaż nadzieja matką głupich, jak to się mówi. A przecież nic szczególnego się nie wydarzyło, żebym zaczęła promienieć. Po prostu dobrze się bawiłam, pierwszy raz od dawna. Może nie w takim towarzystwie, w jakim powinnam, ale dopóki Julia się nie przyczepiła, miałam to gdzieś.
Wróciłam do stolika i zajęłam swoje miejsce. Spędziliśmy tu trzy godziny, a jakoś oboje wcale nie mieliśmy dość.
Cieszyłam się, że w końcu udało mi się przy nim wyluzować i zachowywać w bardziej cywilizowany sposób.
Kiedy uciekłam na chwilę do łazienki, zauważyłam w lustrze jak bardzo błyszczą mi oczy, a zmęczenie pracą odeszło jak za dotknięciem magicznej różdżki. Czułam się przy nim lepiej niż przy kimkolwiek. Miałam nadzieję tylko, że nie wyczyta ze mnie tego, tak jak reszty rzeczy. Chociaż nadzieja matką głupich, jak to się mówi. A przecież nic szczególnego się nie wydarzyło, żebym zaczęła promienieć. Po prostu dobrze się bawiłam, pierwszy raz od dawna. Może nie w takim towarzystwie, w jakim powinnam, ale dopóki Julia się nie przyczepiła, miałam to gdzieś.
Wróciłam do stolika i zajęłam swoje miejsce. Spędziliśmy tu trzy godziny, a jakoś oboje wcale nie mieliśmy dość.
- W
sobotę Max robi imprezę. Chciałabyś iść na nią ze mną? – spytał zaraz po tym
jak usiadłam, a on odłożył telefon na bok.
- A
Julia? Mówiła, że idzie na jakąś imprezę w weekend.
- I
nie zabiera cię z sobą? Tym bardziej chcę żebyś poszła ze mną. Skoro już teraz
przyjaźnię się z tobą, musisz iść. Musisz poznać Maxa. To niesamowite, że Julia
nawet o tym nie pomyślała – stwierdził zamyślając się. Naprawdę nie powinnam
była się zgadzać. Na bank ją tam spotkam, a potem ona mnie za to zabije. Nie
była zadowolona, że w ogóle jej brat o mnie wspomina, więc czemu miałaby się
cieszyć z faktu, że miałabym iść na imprezę z jej własnym bratem?
~*~
Przepraszam za tak długą przerwę w rozdziałach. Jestem po drugiej stronie oceanu, w USA i staram się póki co ogarnąć jak tu żyć, gdzie można iść i tak dalej i tak dalej. Obiecuję odpisać na wszystkie komentarze. I witam serdecznie każdego nowego czytelnika.
Będzie mi niezmiernie miło jeśli zostawicie mi po sobie ślad w tym poście, że jesteście i czytacie. Nic nie motywuje tak autora jak komentarze czytelników, jakieś ślady po osobach, które tu zaglądają (nie tylko w postaci statystyk). I cieszę się, że podoba wam się ta historia, naprawdę.
Zapomniałam. Jeśli ktoś chce być informowany osobiście o nowych rozdziałach, proszę mi zostawić w komentarzu kontakt do siebie. Maila, numer gg, facebooka, cokolwiek. Ułatwi to wszystkim o wiele bardziej życie. :)
Zapomniałam. Jeśli ktoś chce być informowany osobiście o nowych rozdziałach, proszę mi zostawić w komentarzu kontakt do siebie. Maila, numer gg, facebooka, cokolwiek. Ułatwi to wszystkim o wiele bardziej życie. :)
PS dziękuję za wiele nominacji do bloga miesiąca!
Destusia, Jeśli nie zapomnę będę informować na fb. Ostatnio krucho u mnie z pamięcią, ale bardzo doceniam fakt, że wciąż tu jesteś, czytasz i komentujesz. Dziękuję.
Paula, byś się wysiliła, co? :D
Oli, Twoje komentarze zawsze przyprawiają mnie o szeroki uśmiech na twarzy. To miłe widzieć, że komuś podoba się moja praca i docenia ją. Cieszę się, że mam takiego czytelnika jakim jesteś ty.
Klaudia, Może nie zaskoczyłam prędkością pisania, ale naprawdę się starałam. Mam za dużo problemów do ogarnięcia. I już wiesz co nieco na temat tej historii i tego jak to będzie wyglądać. No, przynajmniej zarys, więc możesz co nieco czuć w majtach. :D
Liza, Taka rola starszej siostry, która prócz brata, traktuje swoją przyjaciółkę jak młodszą siostrę. I uwierz mi, Audrey też się czuje tym faktem podirytowana. Ale nie potrafi się jej przeciwstawić. Julia jest dla niej zbyt ważna...
No wreszcieeee nowy odc :D nie mogłam sie doczekać ;P ale widać warto było zaglądać i czekać ;) super odc podoba mi sie bardzo :)
OdpowiedzUsuńMożesz wysyłać informacje o nowym odc na to fb : https://www.facebook.com/Asie123
Pozdrawiam
Czekam na kolejne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńŻałowałabym, gdybym odradziła Ci napisania tej sceny. Opisałaś ją w taki sposób, że miałam wrażenie, że siedzę przy stoliku obok w tej restauracji i ukradkiem przyglądam się tej dwójce i podziwiam, jak dobry mają ze sobą kontakt i zazdroszczę im przepysznych krewetek. Wiesz, co myślę o tym, co piszesz - z tekstu na tekst, nawet tego niepublikowanego, widzę jak się rozwijasz, jak zmienia się Twoja technika i Twój styl, jaki robisz progres ku byciu wybitną pisarką. Uwielbiam obserwować Twoją pracę na przestrzeni tych kilku historii, które miałam przyjemność pisać. Cieszę się, że mogę być Twoim czytelnikiem. Naprawdę.
OdpowiedzUsuńKocham, Oli.
Zaczyna się dziać :D Może i tego tak dosłownie nie widać, ale ja swoje wiem i czuję w majtach :D
OdpowiedzUsuńMogę powiedzieć, że ta przyczepka "uśmiechnij sie, bo odstraszasz klientów" jest taką moją codziennością od jakiegoś czasu i w sumie się trochę uśmialam z tego :P I oczywiście "facet sprzątający" jako twór Naszej zboczonej wyobraźni...ehhh. Az ma się na języku "zostaw to fajtłapo".
Ale ta kolacja....bardzo fajnie to wyszło...bardzo, bardzo fajnie :) Cieszę się, że wróciłaś z nowym odcinkiem. Mam nadzieję, że następny będzie niebawem :***
Dylan jest tak bardzo bezpośrednim facetem, że nawet ja byłabym w stanie zrozumieć zachowanie A. Co ja mogę powiedzieć? Zabawnie, romantycznie, idealnie, a to przecież dopiero początek znajomości. I ten stek! *.*
OdpowiedzUsuńImpreza u Maxa może być kluczowym momentem, aczkolwiek z reguły jesteś nieprzewidywalna, więc się bez sensu nie nakręcam (co wcale nie zmienia faktu, że nie obraziłabym się, gdyby coś było na rzeczy :D).
Nienawidzę Cię za to pospieszanie, ale masz rację; jesteś zbyt dobra w tym, co robisz, żeby opóźniać komentowanie. Dlatego przepraszam. Ponownie. Zaraz mi to w krew wejdzie >.<
PeEs. Julia zaczyna mnie wkurwiać swoim podejściem do relacji Dylan - Audrey.
Dziękuję, dobranoc!
Czekam <3
OdpowiedzUsuńZapraszam również do przeczytania mojego opowiadania o Dylanie
https://www.wattpad.com/story/50162758-lavers-dylan-o%27brien