Pozwoliłam mu odwieźć się na lotnisko. Na szczęście nic więcej nie mówił. Nic nie próbował. To i tak było ciężkie zważywszy na to, że po powrocie zamierzałam raczej unikać jego i Julii skoro oboje tak z mną postępowali. Nie chciałam robić sobie żadnych problemów w związku z zadawaniem się z Dylanem dlatego unikanie było najlepszym rozwiązaniem.
- Odezwiesz się? – spytał tuż przed tym jak zamierzałam wysiąść z auta. Spojrzałam na niego i dosłownie zobaczyłam nadzieję w jego oczach.
- Nie wiem. Nie mogę ci tego obiecać, Dylan – odpowiedziałam. – Muszę iść, bo mi bramki zamkną. Trzymaj się – powiedziałam wysiadając z auta. Zabrałam z tylnego siedzenia walizeczkę i nie obejrzałam się nawet raz idąc do drzwi wejściowych terminalu. Jeśli chciałam pozostać w miarę szczęśliwą osobą, musiałam się trzymać od niego z daleka. Obiecałam sobie, że po powrocie z Florydy coś z tym zrobię. Cokolwiek by to nie było.
*
- Audrey! – usłyszałam już z daleka. Szłam szybkim krokiem, żeby tylko wydostać się z tłumu na lotnisku w Palm Beach w stanie Floryda. Widziałam dziwne spojrzenia ludzi. Przecież jak to tak można podróżować w szpilkach? Ja nie miałam z tym najmniejszego problemu, nigdy.
- Lisa – odetchnęłam z ulgą, kiedy tylko zobaczyłam przyjaciółkę. I chociaż ona nigdy nie lubiła się za specjalnie przytulać, nigdy mi nie odmawiała, szczególnie kiedy się długo nie widziałyśmy – mocno ja przytuliłam, a ona oddała mi uścisk. Oczywiście wyglądała zabójczo w idealnie dobranym stroju, z perfekcyjnym makijażem i w szpilkach o których ja mogłam tylko pomarzyć. W końcu nie każdego stać na Christiana Louboutina. Byłyśmy niemalże tego samego wzrostu.
- Jak podróż? – spytała patrząc na tłum wychodzący z „przylotów”.
- Głośny. Pół samolotu dzieciaków. Ja nie wiem czy oni mają ferie czy co, ale to lekka przesada – westchnęłam poprawiając włosy.
- Nie wiem. Chodź. Pojedziemy najpierw do biura, bo mam jeszcze jedno spotkanie, ale to zajmie chwilę. A później jedziemy do domu się ogarnąć i na kolację. Benjamin dzisiaj zostaje po godzinach znowu, więc mamy sporo czasu dla siebie później.
Tak jak powiedziała, tak zrobiłyśmy. Około piątej trzydzieści byłyśmy uczniem w domu. Szybki prysznic, zmiana ubrań, nowy makijaż i byłyśmy gotowe do wyjścia. Każda z nas przebijała drugą. Ja miałam na sobie czerwony kombinezon na cieniutkie ramiączka przywiązany w pasie złotą wstążką. Lisa natomiast krótką białą sukienkę z głębszym dekoltem przyozdobionymi czarnymi nićmi. Jak zawsze – ogień i woda. Podczas gdy Lisa nauczyła się być bardziej stonowana, ja wolałam się wyróżniać, chociaż nie zawsze powinnam była. I tak, miałam na myśli dokładnie momenty z Dylanem, kiedy to znajdowałam się zbyt blisko niego w miejscach publicznych. I chociaż nie robiliśmy nic zdrożnego, powinnam była i tak za każdym razem się trzymać z daleka od niego. Dla własnego dobra. Jules przecież by mnie zabiła – zresztą reszta ludzi na świecie – przynajmniej jakaś jej część również, gdyby jakieś wspólne nasze zdjęcie znalazło się w sieci. A już na pewno jego obecna dziewczyna. Miałam chyba tendencję do wpakowywania się w konkretne tarapaty. A już na bank nie miałam szczęścia do facetów.
- O czym myślisz? – zagadnęła mnie Lisa, kiedy siedziałam przy wysepce kuchennej, popijając sok pomarańczowy.
- O problemach. I tym całym syfie – westchnęłam ciężko.
- O ile się nie mylę przyjechałaś, żeby o tym nie myśleć, a odpocząć, tak?
- I przemyśleć, jak to wszystko rozwiązać. Bo to jest masakra jakaś. Mam totalnego pecha do wszystkiego – westchnęłam ciężko.
- Czy ja o czymś nie wiem? – spytała. Spojrzałam na nią i chyba się zapowietrzyłam. Nie wiedziała kilku faktów. A ja nie miałam pojęcia jak jej o tym wspomnieć. Wiedziała już, że znam Dylana – to było nieuniknione, w końcu jest bratem Julii. Wiedziała, że na niego lecę, bo cholernie podoba mi się fizycznie. Jeszcze zanim go poznałam i okazało się, że mamy wiele rzeczy wspólnych, leciałam na tego chłopaka patrząc jedynie na plakaty rozwieszone po całym mieście, gdzie promował kolejne swoje filmy.
- Nie powiedziałam ci o imprezie, bo to chyba nie do końca dalej do mnie samej dociera.
- Co zrobiłaś?
- Ja? Co Dylan zrobił. Julia mnie pewnie znienawidziła już, dlatego się nie odzywa do mnie w pracy nawet i właściwie to mnie ignoruje. Mówiłam ci, że zaprosił mnie, na tą domówkę u Maxa. Na którą szła też Julia, ale nie chciała mnie zabierać ze względu na Dylana. Strasznie pcha go do tego, żeby wszystko ułożył sobie z Britt na nowo. Problem w tym, że Dylan nie chce totalnie. Planuje raczej z nią zerwać, a Julia jakoś nie dopuszcza do siebie tej myśli. Chłopak się irytuje. I nie wiem czy robi to specjalnie czy właściwie o co mu chodzi. I na początku było zajebiście na tej imprezie. Nawet Julii przeszło, że w sumie z nim przyszłam. Koniec końców, Dylan jest zajebistym tancerzem i w sumie nie dziwię się, że tak pilnuje swojej prywatności, skoro do najbardziej ułożonych i grzecznych chłopców nie należy. Ledwo tam weszliśmy, a już palił blanta i pił piwo. I nie powiem, bo podobało mi się to nawet – uśmiechnęłam się sama do siebie na wspomnienie tego jak wtedy wyglądał. Był tak bardzo ludzki i tak bardzo odległy od bycia gwiazdą tamtego wieczoru. Strasznie mi się to podobało.
- I co dalej? – spytała ewidentnie mnie uważnie słuchając.
-
Dalej Julia poszła do łazienki, totalnie zalana. Dylan zabrał mi
telefon, bo się nim bawiłam. Myślałam, ze jest zajęty rozmową z
kumplami, ale przyszedł, zabrał i schował go, a potem zaczęliśmy
tańczyć. A potem… nie wiem jak to wyszło, ale całowaliśmy się.
Jules nigdy tak szybko nie wytrzeźwiała. I zrobiło się mnóstwo
problemów. I to jest straszne. I nie, to nie ja pierwsza
wystartowałam do niego. To on. Odwiózł mnie dzisiaj na lotnisko,
bo przyszedł mi w końcu oddać telefon. I pieprzył coś o tym, że
mu się podobam… Zrobił tylko mi jeszcze większy mętlik niż
powinien. Powinnam się od niego trzymać z daleka. Myślę nawet o
rzuceniu pracy w Sidewalk. Znowu ostatnio zaczęłam myśleć o tym
swoim małym sklepiku, ale nie wiem skąd miałabym wziąć pieniądze
na otwarcie go. To byłoby najlepsze rozwiązanie. Mam trochę
oszczędności, ale nie aż tyle na to. Dlatego, uciekłam tutaj. Mam
nadzieję, że na coś wpadnę i jakoś ogarnę swoje pojebane życie.
- Ja pierdole. – Lisa się zaśmiała, a ja popatrzyłam na
nią z wyrzutem. Dlaczego ona się śmiała, kiedy ja miałam ciężki
problem życiowy i potężny syf w głowie?
- Tu nie ma się kurwa z czego śmiać, bo ta sytuacja jest bardziej niż nie zdrowa. Jeszcze rozumiem, że Julia może być zła, że jej brat coś ma ze mną wspólnego, skoro jest zajęty, ale kurwa nie aż do tego stopnia, że za każdym razem patrzy na mnie jakby chciała mnie żywcem zakopać w ogródku czy coś.
- Audrey, a co z Michaelem?
- A z nim… od momentu, kiedy prawie mnie przeleciał na korytarzu przed moim mieszkaniem, tuż przed nosem Julii i Dylana… A potem został obrażony i wyszedł, zero znaku. I nie chce więcej. Nie myślę nawet o nim i chyba mi w końcu przeszło.
- Mam dziwne wrażenie, że teraz ktoś inny jest na jego miejscu i chyba w podświadomości chcesz tego, co?
- Ale co z tego? On jest kurwa zajęty przez jakąś blond siksę i to nie moja liga.
- Mówiłaś, że sam na ciebie leci.
- A jak tylko robi na złość Julii? To nie moja bajka. Było fajnie, ale chyba trzeba to skończyć. Muszę się od nich odsunąć jak najdalej. Najwyżej zostanę na bezrobociu. Nie wiem co robić. A ty mi nie pomagasz – powiedziałam niezadowolona ciut za mocno odstawiając szklankę na blat. Straciłam dobry nastrój na cokolwiek. Nawet na tą kolację na którą Lisa chciała mnie zabrać. Ją było stać na restauracje. Mnie nie. Dlatego kiedy ewentualnie u mnie była, jadałyśmy albo w domu, albo w fast foodach. Nienawidziłam swojego życia. A ostatnio nawet bardziej niż zwykle.
- A ty panikujesz. O ile mnie pamięć nie myli, sama leciałaś na niego zanim w ogóle poznałaś jego czy Julię. Facet do którego robisz maślane oczy nawet na pieprzonym ekranie, ewidentnie cię lubi, a ty się chcesz wycofać. Myślałam, że to ja jestem popierdolona, ale ty mnie bijesz na łeb i szyję pod tymi względami. Może nie jest fajne to, że jest w związku i do ciebie podbija, ale jak okazja staje ci przed nosem, to chociaż raz ją złap od razu. I nie czekaj, aż znowu ci ucieknie gdzieś. – Spojrzałam na nią z mocno zaciśniętymi ustami, ale darowałam sobie odpowiedź. Nie wiem czego Lisa nie rozumiała chociażby w tym, że Dylan, to nie moja liga i nie ma nawet co do niego startować.
- Nie powinnyśmy już wychodzić? – spytałam zmieniając temat.
- Owszem. Chodź, bo możemy natrafić na korki – powiedziała wzdychając cicho i sama wstała od blatu. Mój humor wcale się nie polepszał. Chociaż nie miałam pojęcia co jeszcze mnie dzisiaj czeka. Dylan w moim mieszkaniu rano, to wcale nie była największa niespodzianka tego dnia. Zdecydowanie nie.
*
- Mogę przyjąć zamówienie od pań? – spytał kelner, który właśnie do nas podszedł.
- Dwa razy Prime New York Strip. I Banshee dla pani, a dla mnie woda. – Spojrzałam na Lisę pytająco. Ona i brak wina do kolacji? Byłyśmy w jednej z lepszych restauracji z kuchnią amerykańską w Palm Beach. Palme Beach Grill. Lista gości była długa i nie miałam zielonego pojęcia jak Lisa się tu dostała, ale nie chciałam pytać. W końcu miała pieniądze, a ja nie. W życiu nie byłoby mnie stać na zaproszenie jej na obiad, za ponad pięćdziesiąt dolarów. Uśmiechnęłam się lekko do kelnera, który popatrzył na mnie i spojrzałam na Lisę ponownie, oczekując odpowiedzi.
- Audrey… Właściwie… Miałam ci tego nie mówić na razie, bo wiem, że masz sama problemy i ostatnio nie do końca jesteś w humorze…
- Tylko nie mów, że jesteś w ciąży – burknęłam, a potem wywaliłam oczy na wierzch na jej minę. – Ty jesteś w ciąży – powiedziałam cicho do siebie. Poczułam się, jakby ktoś mi strzelił w twarz mokrą szmatą, znowu. Moje życie było gówniane na każdej płaszczyźnie i coraz bardziej to widziałam po chociażby przebywaniu z Lisą. Automatycznie odechciało mi się jeść, ale zachciało mi się pić. Najgorsze było to, że nie miałam dokąd uciec, żeby odreagować. Przez myśl mi przeszło, żeby napisać do Dylana, ale przecież nie miałam do niego nawet numeru. Nie miałam nawet pojęcia dlaczego w pierwszej kolejności pomyślałam w ogóle o nim.
- Dlatego nie chciałam ci mówić. To dopiero drugi miesiąc, ale… Chciałam żebyś wiedziała, bo w końcu zamierzam dotrzymać obietnicy i zostaniesz chrzestną jak tylko się urodzi. Oboje uznaliśmy z Benem, że nie ma lepszej kandydatki od ciebie. – Jeśli Lisa myślała, że mnie udobrucha od razu to się myliła. Nie chodziło już o sam fakt, że jej życie znowu było o wiele lepsze niż moje, a o to, że nie chciała mi powiedzieć. Nie chciałam, żeby się obchodziła ze mną jak z jajkiem, a z reguły to robiła. Irytowało mnie to, bo chociaż Julia za bardzo starała się mnie pilnować, przynajmniej nie bawiła się w uważanie, żeby nie zrobić mi kuku. Były kompletnie przeciwne sobie pod tym względem, a obie lubiłam. Chociaż to Lisa jednak była mi bliższa. Musiałam jednak przyznać, że ostatnio trochę się oddaliłyśmy przez brak czasu, ale miałyśmy między sobą taką silną więź, że szybko byłyśmy to w stanie nadrobić. Co nie zmieniało faktu, że nie traktowała mnie chyba poważnie. I już wiedziałam, że nie wyjdę z tej restauracji, dopóki nie utopię swojej frustracji w całej butelce tego wina. W końcu zamówiła całą, prawda?
- Przestań mnie do cholery traktować jak pieprzone jajko. To, że mam własne problemy ze sobą, nie oznacza, że nie można mi niczego powiedzieć. I gdyby to było Los Angeles, uwierz mi, że właśnie bym wyszła. Masz szczęście, że to pieprzona Floryda i nie bardzo mam gdzie pójść, bo dalej nie znam tego miasta, chociaż nie wiem ile razy bym tu już nie była – powiedziałam ze złością. Ten wieczór się właśnie popsuł, a mój humor ewidentnie zrujnował do końca. Może by było lepiej jakbym się jednak spóźniła na samolot i pozwoliła Dylanowi jechać przepisowo. Teraz pewnie będzie musiał płacić jeszcze jakieś mandaty przez to, że go pośpieszałam. Kurwa, jaka ja byłam zła na samą siebie. Tu już nawet płacz mi nie pomagał. Nawet rozwalenie głowy o ścianę by nie dało rady ogarnąć wszystkiego.
- Nie złość się.
- Będę. Dopóki nie oduczysz się mnie traktować jak dziecko. Mam już tego kurwa dość. Jak nie ty to Julia i tak w kółko. Jestem zmęczona tym. I wcale mi to nie jest na rękę Lisa. Cieszę się, że zostaniesz mamą, chociaż poczułam się jakbym dostała w twarz od własnego życia. Tylko następnym razem powiedz mi bez czekania na jakieś pierdolone dobre momenty, bo one nie istnieją, ok? – spytałam. Nie chciałam na nią patrzeć na razie. Pewnie miała te swoje maślane oczy i bym pękła. Ale serwetki na stoliku stały się nagle o niebo ciekawsze.
~*~
Bardzo długo mnie tu nie było, bo aż od maja. Życie jako osoba dorosła, pracująca jest tak bardzo do bani, że to szok. Szczególnie jeśli do tego się jest w pełnowartościowym związku. Brak czasu na wszystko. A ostatnie miesiące, pochłonięte przez pandemię to istny koszmar. Ciągły strach przed - nie wirusem, nie - pracą czy ona będzie czy też każą zawijać manatki... I to czy będę miała co zjeść, bo tu, na wyspach brytyjskich (specjalnie z małych liter) ludzie to debile i wykupują wszystko. Znowu robią ograniczenia na np, srajtaśmę - 3 paczki na osobę.
Postaram się wrócić tu nieco szybciej tym razem i przepraszam, za te entery w dialogach, ale nie mam siły walczyć z blogspotem. Kompletnie wyszłam z wprawy, może ktoś umie mi pomóc?
Dajcie mi znać w komentarzach.
Buziaki!
xxx