.

.

sobota, 26 września 2020

07. Niespodziewana wizyta? Wiadomość? Coś?

 

Pozwoliłam mu odwieźć się na lotnisko. Na szczęście nic więcej nie mówił. Nic nie próbował. To i tak było ciężkie zważywszy na to, że po powrocie zamierzałam raczej unikać jego i Julii skoro oboje tak z mną postępowali. Nie chciałam robić sobie żadnych problemów w związku z zadawaniem się z Dylanem dlatego unikanie było najlepszym rozwiązaniem.

- Odezwiesz się? – spytał tuż przed tym jak zamierzałam wysiąść z auta. Spojrzałam na niego i dosłownie zobaczyłam nadzieję w jego oczach.

- Nie wiem. Nie mogę ci tego obiecać, Dylan – odpowiedziałam. – Muszę iść, bo mi bramki zamkną. Trzymaj się – powiedziałam wysiadając z auta. Zabrałam z tylnego siedzenia walizeczkę i nie obejrzałam się nawet raz idąc do drzwi wejściowych terminalu. Jeśli chciałam pozostać w miarę szczęśliwą osobą, musiałam się trzymać od niego z daleka. Obiecałam sobie, że po powrocie z Florydy coś z tym zrobię. Cokolwiek by to nie było.

*

- Audrey! – usłyszałam już z daleka. Szłam szybkim krokiem, żeby tylko wydostać się z tłumu na lotnisku w Palm Beach w stanie Floryda. Widziałam dziwne spojrzenia ludzi. Przecież jak to tak można podróżować w szpilkach? Ja nie miałam z tym najmniejszego problemu, nigdy.

- Lisa – odetchnęłam z ulgą, kiedy tylko zobaczyłam przyjaciółkę. I chociaż ona nigdy nie lubiła się za specjalnie przytulać, nigdy mi nie odmawiała, szczególnie kiedy się długo nie widziałyśmy – mocno ja przytuliłam, a ona oddała mi uścisk. Oczywiście wyglądała zabójczo w idealnie dobranym stroju, z perfekcyjnym makijażem i w szpilkach o których ja mogłam tylko pomarzyć. W końcu nie każdego stać na Christiana Louboutina. Byłyśmy niemalże tego samego wzrostu.

- Jak podróż? – spytała patrząc na tłum wychodzący z „przylotów”.

- Głośny. Pół samolotu dzieciaków. Ja nie wiem czy oni mają ferie czy co, ale to lekka przesada – westchnęłam poprawiając włosy.

- Nie wiem. Chodź. Pojedziemy najpierw do biura, bo mam jeszcze jedno spotkanie, ale to zajmie chwilę. A później jedziemy do domu się ogarnąć i na kolację. Benjamin dzisiaj zostaje po godzinach znowu, więc mamy sporo czasu dla siebie później.

Tak jak powiedziała, tak zrobiłyśmy. Około piątej trzydzieści byłyśmy uczniem w domu. Szybki prysznic, zmiana ubrań, nowy makijaż i byłyśmy gotowe do wyjścia. Każda z nas przebijała drugą. Ja miałam na sobie czerwony kombinezon na cieniutkie ramiączka przywiązany w pasie złotą wstążką. Lisa natomiast krótką białą sukienkę z głębszym dekoltem przyozdobionymi czarnymi nićmi. Jak zawsze – ogień i woda. Podczas gdy Lisa nauczyła się być bardziej stonowana, ja wolałam się wyróżniać, chociaż nie zawsze powinnam była. I tak, miałam na myśli dokładnie momenty z Dylanem, kiedy to znajdowałam się zbyt blisko niego w miejscach publicznych. I chociaż nie robiliśmy nic zdrożnego, powinnam była i tak za każdym razem się trzymać z daleka od niego. Dla własnego dobra. Jules przecież by mnie zabiła – zresztą reszta ludzi na świecie – przynajmniej jakaś jej część również, gdyby jakieś wspólne nasze zdjęcie znalazło się w sieci. A już na pewno jego obecna dziewczyna. Miałam chyba tendencję do wpakowywania się w konkretne tarapaty. A już na bank nie miałam szczęścia do facetów.

- O czym myślisz? – zagadnęła mnie Lisa, kiedy siedziałam przy wysepce kuchennej, popijając sok pomarańczowy.

- O problemach. I tym całym syfie – westchnęłam ciężko.

- O ile się nie mylę przyjechałaś, żeby o tym nie myśleć, a odpocząć, tak?

- I przemyśleć, jak to wszystko rozwiązać. Bo to jest masakra jakaś. Mam totalnego pecha do wszystkiego – westchnęłam ciężko.

- Czy ja o czymś nie wiem? – spytała. Spojrzałam na nią i chyba się zapowietrzyłam. Nie wiedziała kilku faktów. A ja nie miałam pojęcia jak jej o tym wspomnieć. Wiedziała już, że znam Dylana – to było nieuniknione, w końcu jest bratem Julii. Wiedziała, że na niego lecę, bo cholernie podoba mi się fizycznie. Jeszcze zanim go poznałam i okazało się, że mamy wiele rzeczy wspólnych, leciałam na tego chłopaka patrząc jedynie na plakaty rozwieszone po całym mieście, gdzie promował kolejne swoje filmy.

- Nie powiedziałam ci o imprezie, bo to chyba nie do końca dalej do mnie samej dociera.

- Co zrobiłaś?

- Ja? Co Dylan zrobił. Julia mnie pewnie znienawidziła już, dlatego się nie odzywa do mnie w pracy nawet i właściwie to mnie ignoruje. Mówiłam ci, że zaprosił mnie, na tą domówkę u Maxa. Na którą szła też Julia, ale nie chciała mnie zabierać ze względu na Dylana. Strasznie pcha go do tego, żeby wszystko ułożył sobie z Britt na nowo. Problem w tym, że Dylan nie chce totalnie. Planuje raczej z nią zerwać, a Julia jakoś nie dopuszcza do siebie tej myśli. Chłopak się irytuje. I nie wiem czy robi to specjalnie czy właściwie o co mu chodzi. I na początku było zajebiście na tej imprezie. Nawet Julii przeszło, że w sumie z nim przyszłam. Koniec końców, Dylan jest zajebistym tancerzem i w sumie nie dziwię się, że tak pilnuje swojej prywatności, skoro do najbardziej ułożonych i grzecznych chłopców nie należy. Ledwo tam weszliśmy, a już palił blanta i pił piwo. I nie powiem, bo podobało mi się to nawet – uśmiechnęłam się sama do siebie na wspomnienie tego jak wtedy wyglądał. Był tak bardzo ludzki i tak bardzo odległy od bycia gwiazdą tamtego wieczoru. Strasznie mi się to podobało.

- I co dalej? – spytała ewidentnie mnie uważnie słuchając.

- Dalej Julia poszła do łazienki, totalnie zalana. Dylan zabrał mi telefon, bo się nim bawiłam. Myślałam, ze jest zajęty rozmową z kumplami, ale przyszedł, zabrał i schował go, a potem zaczęliśmy tańczyć. A potem… nie wiem jak to wyszło, ale całowaliśmy się. Jules nigdy tak szybko nie wytrzeźwiała. I zrobiło się mnóstwo problemów. I to jest straszne. I nie, to nie ja pierwsza wystartowałam do niego. To on. Odwiózł mnie dzisiaj na lotnisko, bo przyszedł mi w końcu oddać telefon. I pieprzył coś o tym, że mu się podobam… Zrobił tylko mi jeszcze większy mętlik niż powinien. Powinnam się od niego trzymać z daleka. Myślę nawet o rzuceniu pracy w Sidewalk. Znowu ostatnio zaczęłam myśleć o tym swoim małym sklepiku, ale nie wiem skąd miałabym wziąć pieniądze na otwarcie go. To byłoby najlepsze rozwiązanie. Mam trochę oszczędności, ale nie aż tyle na to. Dlatego, uciekłam tutaj. Mam nadzieję, że na coś wpadnę i jakoś ogarnę swoje pojebane życie.
- Ja pierdole. – Lisa się zaśmiała, a ja popatrzyłam na nią z wyrzutem. Dlaczego ona się śmiała, kiedy ja miałam ciężki problem życiowy i potężny syf w głowie?

- Tu nie ma się kurwa z czego śmiać, bo ta sytuacja jest bardziej niż nie zdrowa. Jeszcze rozumiem, że Julia może być zła, że jej brat coś ma ze mną wspólnego, skoro jest zajęty, ale kurwa nie aż do tego stopnia, że za każdym razem patrzy na mnie jakby chciała mnie żywcem zakopać w ogródku czy coś.

- Audrey, a co z Michaelem?

- A z nim… od momentu, kiedy prawie mnie przeleciał na korytarzu przed moim mieszkaniem, tuż przed nosem Julii i Dylana… A potem został obrażony i wyszedł, zero znaku. I nie chce więcej. Nie myślę nawet o nim i chyba mi w końcu przeszło.

- Mam dziwne wrażenie, że teraz ktoś inny jest na jego miejscu i chyba w podświadomości chcesz tego, co?

- Ale co z tego? On jest kurwa zajęty przez jakąś blond siksę i to nie moja liga.

- Mówiłaś, że sam na ciebie leci.

- A jak tylko robi na złość Julii? To nie moja bajka. Było fajnie, ale chyba trzeba to skończyć. Muszę się od nich odsunąć jak najdalej. Najwyżej zostanę na bezrobociu. Nie wiem co robić. A ty mi nie pomagasz – powiedziałam niezadowolona ciut za mocno odstawiając szklankę na blat. Straciłam dobry nastrój na cokolwiek. Nawet na tą kolację na którą Lisa chciała mnie zabrać. Ją było stać na restauracje. Mnie nie. Dlatego kiedy ewentualnie u mnie była, jadałyśmy albo w domu, albo w fast foodach. Nienawidziłam swojego życia. A ostatnio nawet bardziej niż zwykle.

- A ty panikujesz. O ile mnie pamięć nie myli, sama leciałaś na niego zanim w ogóle poznałaś jego czy Julię. Facet do którego robisz maślane oczy nawet na pieprzonym ekranie, ewidentnie cię lubi, a ty się chcesz wycofać. Myślałam, że to ja jestem popierdolona, ale ty mnie bijesz na łeb i szyję pod tymi względami. Może nie jest fajne to, że jest w związku i do ciebie podbija, ale jak okazja staje ci przed nosem, to chociaż raz ją złap od razu. I nie czekaj, aż znowu ci ucieknie gdzieś. – Spojrzałam na nią z mocno zaciśniętymi ustami, ale darowałam sobie odpowiedź. Nie wiem czego Lisa nie rozumiała chociażby w tym, że Dylan, to nie moja liga i nie ma nawet co do niego startować.

- Nie powinnyśmy już wychodzić? – spytałam zmieniając temat.

- Owszem. Chodź, bo możemy natrafić na korki – powiedziała wzdychając cicho i sama wstała od blatu. Mój humor wcale się nie polepszał. Chociaż nie miałam pojęcia co jeszcze mnie dzisiaj czeka. Dylan w moim mieszkaniu rano, to wcale nie była największa niespodzianka tego dnia. Zdecydowanie nie.


*


- Mogę przyjąć zamówienie od pań? – spytał kelner, który właśnie do nas podszedł.

- Dwa razy Prime New York Strip. I Banshee dla pani, a dla mnie woda. – Spojrzałam na Lisę pytająco. Ona i brak wina do kolacji? Byłyśmy w jednej z lepszych restauracji z kuchnią amerykańską w Palm Beach. Palme Beach Grill. Lista gości była długa i nie miałam zielonego pojęcia jak Lisa się tu dostała, ale nie chciałam pytać. W końcu miała pieniądze, a ja nie. W życiu nie byłoby mnie stać na zaproszenie jej na obiad, za ponad pięćdziesiąt dolarów. Uśmiechnęłam się lekko do kelnera, który popatrzył na mnie i spojrzałam na Lisę ponownie, oczekując odpowiedzi.

- Audrey… Właściwie… Miałam ci tego nie mówić na razie, bo wiem, że masz sama problemy i ostatnio nie do końca jesteś w humorze…

- Tylko nie mów, że jesteś w ciąży – burknęłam, a potem wywaliłam oczy na wierzch na jej minę. – Ty jesteś w ciąży – powiedziałam cicho do siebie. Poczułam się, jakby ktoś mi strzelił w twarz mokrą szmatą, znowu. Moje życie było gówniane na każdej płaszczyźnie i coraz bardziej to widziałam po chociażby przebywaniu z Lisą. Automatycznie odechciało mi się jeść, ale zachciało mi się pić. Najgorsze było to, że nie miałam dokąd uciec, żeby odreagować. Przez myśl mi przeszło, żeby napisać do Dylana, ale przecież nie miałam do niego nawet numeru. Nie miałam nawet pojęcia dlaczego w pierwszej kolejności pomyślałam w ogóle o nim.

- Dlatego nie chciałam ci mówić. To dopiero drugi miesiąc, ale… Chciałam żebyś wiedziała, bo w końcu zamierzam dotrzymać obietnicy i zostaniesz chrzestną jak tylko się urodzi. Oboje uznaliśmy z Benem, że nie ma lepszej kandydatki od ciebie. – Jeśli Lisa myślała, że mnie udobrucha od razu to się myliła. Nie chodziło już o sam fakt, że jej życie znowu było o wiele lepsze niż moje, a o to, że nie chciała mi powiedzieć. Nie chciałam, żeby się obchodziła ze mną jak z jajkiem, a z reguły to robiła. Irytowało mnie to, bo chociaż Julia za bardzo starała się mnie pilnować, przynajmniej nie bawiła się w uważanie, żeby nie zrobić mi kuku. Były kompletnie przeciwne sobie pod tym względem, a obie lubiłam. Chociaż to Lisa jednak była mi bliższa. Musiałam jednak przyznać, że ostatnio trochę się oddaliłyśmy przez brak czasu, ale miałyśmy między sobą taką silną więź, że szybko byłyśmy to w stanie nadrobić. Co nie zmieniało faktu, że nie traktowała mnie chyba poważnie. I już wiedziałam, że nie wyjdę z tej restauracji, dopóki nie utopię swojej frustracji w całej butelce tego wina. W końcu zamówiła całą, prawda?

- Przestań mnie do cholery traktować jak pieprzone jajko. To, że mam własne problemy ze sobą, nie oznacza, że nie można mi niczego powiedzieć. I gdyby to było Los Angeles, uwierz mi, że właśnie bym wyszła. Masz szczęście, że to pieprzona Floryda i nie bardzo mam gdzie pójść, bo dalej nie znam tego miasta, chociaż nie wiem ile razy bym tu już nie była – powiedziałam ze złością. Ten wieczór się właśnie popsuł, a mój humor ewidentnie zrujnował do końca. Może by było lepiej jakbym się jednak spóźniła na samolot i pozwoliła Dylanowi jechać przepisowo. Teraz pewnie będzie musiał płacić jeszcze jakieś mandaty przez to, że go pośpieszałam. Kurwa, jaka ja byłam zła na samą siebie. Tu już nawet płacz mi nie pomagał. Nawet rozwalenie głowy o ścianę by nie dało rady ogarnąć wszystkiego.

- Nie złość się.

- Będę. Dopóki nie oduczysz się mnie traktować jak dziecko. Mam już tego kurwa dość. Jak nie ty to Julia i tak w kółko. Jestem zmęczona tym. I wcale mi to nie jest na rękę Lisa. Cieszę się, że zostaniesz mamą, chociaż poczułam się jakbym dostała w twarz od własnego życia. Tylko następnym razem powiedz mi bez czekania na jakieś pierdolone dobre momenty, bo one nie istnieją, ok? – spytałam. Nie chciałam na nią patrzeć na razie. Pewnie miała te swoje maślane oczy i bym pękła. Ale serwetki na stoliku stały się nagle o niebo ciekawsze.



~*~


Bardzo długo mnie tu nie było, bo aż od maja. Życie jako osoba dorosła, pracująca jest tak bardzo do bani, że to szok. Szczególnie jeśli do tego się jest w pełnowartościowym związku. Brak czasu na wszystko. A ostatnie miesiące, pochłonięte przez pandemię to istny koszmar. Ciągły strach przed - nie wirusem, nie - pracą czy ona będzie czy też każą zawijać manatki... I to czy będę miała co zjeść, bo tu, na wyspach brytyjskich (specjalnie z małych liter) ludzie to debile i wykupują wszystko. Znowu robią ograniczenia na np, srajtaśmę - 3 paczki na osobę. 

Postaram się wrócić tu nieco szybciej tym razem i przepraszam, za te entery w dialogach, ale nie mam siły walczyć z blogspotem. Kompletnie wyszłam z wprawy, może ktoś umie mi pomóc? 
Dajcie mi znać w komentarzach. 
Buziaki!

xxx

sobota, 30 maja 2020

06. Mógłbyś mi oddać mój telefon?


Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że przynajmniej jeszcze raz będę musiała się z nim zmierzyć, żeby odzyskać swój telefon. Nie byłam tylko pewna kiedy to się stanie. Kac moralny po tej imprezie utrzymywał mi się długo. Julia unikała mnie w pracy jak ognia, a dwie ostatnie zmiany nawet nie raczyła nic powiedzieć, zmieniając się z Alex. To było tak bardzo bezsensu. Czułam się okropnie. Przecież jak Britt się dowie co stało się na imprezie, może będzie chciała mnie znaleźć i zabić? Albo całkowicie zniszczyć, jakby było mało mojego pasma nieszczęść w życiu. Dopiero teraz zrozumiałam co znaczy stracić sens życia w jakikolwiek sposób. Wszystkie pozytywne chwile, które dodawały mi w ostatnim czasie jakiejkolwiek mocy odleciały w nieznane. Pomyślałam, że ucieczka na jakiś czas od tego miasta będzie dobrym rozwiązaniem. Chociaż zamierzałam się tym samym pogrążyć jeszcze bardziej, potrzebowałam odpocząć od tego bałaganu. Nie byłam mistrzem stawania z problemami twarzą w twarz, ale pomyślałam sobie, że odwiedziny Lisy i Benjaminy będą jak najbardziej w porządku. Potrzebowałam jej chyba trochę bardziej niż w ostatnim czasie to pokazywałam. Nie zawracałam jej głowy pierdołami przedtem, bo miałam Julię. Ale teraz jej chwilowo nie było. I to przeze mnie samą. To było bardzo nie w porządku. Nie miałam tylko pomysłu jak to naprawić. Byłam w trakcie pakowania się, kiedy po moim mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka. I to bardzo natrętnie – raz po raz. Czułam jak letnie krople wody uderzają o moją skórę, zostawiając na niej wilgotne ślady. Sięgnęłam po ulubiony, owocowy żel, namydlając nim całą skórę. Czułam się średnio z tym, w jak bardzo beznadziejnym położeniu się znajdowałam. Powinnam była go wyrzucić. Albo w ogóle nie wpuszczać, chociaż miał mój telefon. Odkopałam gdzieś stary model i zamówiłam duplikat karty, ale mimo wszystko wolałam swoje nowe dziecko, w którym było wszystko co potrzebowałam, więc nie pasowało mi, że zostałam z aparatem rozdzielona na tak długo. Po wyjściu spod prysznica, wytarłam się, nacierając ciało balsamem o zapachu mango i założyłam na siebie bieliznę. Kiedy krem się wchłaniał, zrobiłam szybki makijaż w postaci czarnych kresek, trochę większej ilości tuszu i czerwonej szminki. Chciałam wypić jeszcze jedną kawę przed wyjściem, ale już prawie byłam gotowa. Miałam zamiar narzucić na siebie czarną marynarkę, a włosy zostawić rozpuszczone. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mój wygląd może wzbudzić jakieś podejrzenia. Spryskałam się ulubionymi perfumami – tymi samymi, których użyłam w dzień imprezy – zupełnie nieświadomie. Rozwiesiłam ręcznik, po czym ubrałam się do końca i wyszłam z łazienki. Posłałam mu delikatny uśmiech w podzięce. Po raz pierwszy od momentu jak przyszedł, na co on odpowiedział tym samym. Wstał, zanim ja zdążyłam to zrobić i podał mi rękę, by pomóc. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, a on jedynie wzruszył ramionami. Mój wzrok zszedł niżej, na jego dłoń i aż ciężko przełknęłam ślinę, zanim położyłam swoją dłoń na jego. Znowu poczułam te cholerne motylki w podbrzuszu. Musiałam jak najszybciej się ogarnąć, zanim znowu popełniłabym jakiś błąd. Dlaczego ja zawsze musiałam mieć tak bardzo pod górkę ze wszystkim?

- No kurwa, nie pali się! – krzyknęłam z drugiego końca mieszkania. Przez to wszystko byłam rozdrażniona i nie miałam ochoty na spotkania z ludźmi. I ten pieprzony dzwonek znowu dał o sobie znać. Miałam bardziej bojowy nastrój niż sprzyjający witaniu niechcianych gości. Otworzyłam drzwi z rozmachem, ciskając w przestrzeń jedynie „co”.

- Pomyślałem, że chciałabyś odzyskać swój telefon Audrey – powiedział jakby kompletnie nic nie robił sobie z mojego beznadziejnego humoru, niemiłej aury bijącej ode mnie na kilometr. A ja, jak na zawołanie się uspokoiłam. A przy okazji poczułam się kompletnie zażenowana.

- Zdajesz sobie sprawę, że nie powinieneś tu być? – spytałam przesuwając się, żeby mógł wejść, chociaż nie miałam pojęcia dlaczego go właściwie wpuszczałam właśnie do swojego mieszkania.

- Wiem. Przepraszam za tamto. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłem i postawiłem cię w tak cholernie niekomfortowej sytuacji. Nie mogłem nawet wcześniej cię przeprosić, bo dalej miałem twój telefon i musiałem wyjechać na kilka dni z miasta – powiedział zabierając moją rękę z drzwi, które sam zamknął i od razu ściągnął buty, mimo wszystko lustrując mnie od góry do dołu. Miałam na sobie ten sam stanik co tamtego wieczoru i krótkie, bawełniane spodenki, jakie się nosi na siłownię, na którą rzecz jasna ja nie chodziłam. Chyba, ze od wielkiego dzwonu, bo coś mi strzeliło do głowy. Na szczęście była w piwnicach tego budynku i każdy domownik miał do niej dostęp.

- Nie stałoby się to, gdybym cię w porę odepchnęła, ale najwyraźniej jestem wystarczająco samolubna i zdesperowana. Chcesz się czegoś napić? – spytałam.

- Herbaty, z cytryną jak masz – bez słowa oddaliłam się do kuchni by nastawić wodę w elektrycznym czajniku. Nie miałam zielonego pojęcia co powinnam właściwie zrobić w tym momencie ze sobą.

- Słodzisz?

- Łyżeczkę – powiedział. Zagryzłam wargę w dwa kubki sypiąc dokładnie takie same ilości. - Nie chcę być z Britt – wypalił nagle a ja o mało nie rozsypałam cukru, odstawiając go do szafki.

- Jak to? – spytałam nie chcąc po sobie zdradzić nic. Nie żebym jak ostatnia idiotka robiła sobie jakiekolwiek nadzieje.

- Ona do mnie nie pasuje. Było fajnie, ale się skończyło. Ja dorosłem, ale ona się dosłownie zestarzała. To nie ta sama dziewczyna co kiedyś. Myśli, ze dalej jest jak było, ale nie jest. Już do siebie nie pasujemy, a ona sama sprawia, ze ten związek jest dosłownie toksyczny.

- To skończ to – stwierdziłam nawet się nie odwracając w jego stronę, chociaż ciągnęło mnie niesamowicie, żeby zobaczyć jak wygląda jego mina kiedy mówi o tym wszystkim.

- To nie takie proste Audrey. Gdyby takie było, już dawno bym z tego zrezygnował. Ale Jules… Nie mam pojęcia dlaczego ona chce cały czas, żebym to ratował. Najpierw mówiła, że powinienem zerwać póki jest na to czas, a teraz mówi, że lepiej odratować to. Nie czaje kompletnie jej. Coś się ostatnio dzieje i nie mam pojęcia co. A sama Julia nie zamierza się raczej mi zwierzać i wkurwia mnie to już powoli. Mówi, żeby być z Britt, ale nie podaje argumentu ani za ani przeciw – odwróciłam się w jego stronę uważnie przyglądając się jego postawie i wyrazie twarzy. Moja ciekawość zdecydowanie zwyciężyła.

- Ja ci nie pomogę, bo Jules się do mnie nie odzywa to raz, a dwa… wyjeżdżam – powiedziałam drapiąc się po przedramieniu, zaciekawiona nagle tym, co znajduje się na blacie za jego plecami.

- Gdzie wyjeżdżasz? – spytał zaskoczony.

- Do przyjaciółki. Nie musisz więcej wiedzieć – powiedziałam – Dlatego nie mam za wiele czasu, bo muszę się jeszcze spakować – dodałam podając mu kubek z herbatą. Jego mina nie była szczególnie szczęśliwa.

- Ale wrócisz? – dopytywał dalej.

- Tak, wrócę. Muszę po prostu się zwyczajnie odchamić i przemyśleć pewne sprawy. Tu nie dam rady, szczególnie, że jestem ignorowana przez przyjaciółkę. 

- Przepraszam, to moja wina.

- Nie tylko twoja Dylan, ale moja też. Mogłam się trzymać z daleka – rzuciłam starając się ze wszystkich sił nie pokazać po sobie, że cokolwiek mi to wszystko zrobiło.

- Audrey… - zaczął wzdychając cicho. Spojrzałam na niego pytająco, zastanawiając się co chciał powiedzieć.

- Wiedz, że nie zrobiłem tego tylko dlatego, że byłem pijany i nie żałuję tego w ogóle, nawet jeśli ty tak – powiedział wbijając we mnie wzrok. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się, czy on przypadkiem czegoś nie pił albo nie brał, chociaż kompletnie nie był takim typem człowieka. Znaczy trochę był, ale nie do końca. W końcu nie stronił zawsze od alkoholu, fajek czy zioła. Ale znał umiar i wiedział, kiedy może sobie pozwolić czy nie.

- Po części powinnam żałować, bo spieprzyłam przyjaźń z twoją siostrą, ale…

- Ale co?

- Ale z drugiej strony nie mam czego żałować. Chociaż powinnam się od ciebie trzymać z daleka. I zacznę to robić, to mogę ci obiecać. Chociaż tyle mogę zrobić żebyś odzyskał zdrowy kontakt z siostrą, bo strzelam, że nie tylko do mnie się nie odzywa, chociaż ma prawo. W końcu zachowałam się jak szmata i całowałam się z zajętym facetem, na imprezie jego kumpla – wywaliłam. Zaczęłam się zastanawiać czy ja niczego dzisiaj nie piłam przypadkiem, bo jakimś cudem wywalałam wszystko co miałam w sobie. I nie zająknęłam się ani razu, chociaż jego osoba zazwyczaj mnie onieśmielała. Coś się działo właśnie ze mną tylko nie do końca rozumiałam co. – A teraz przepraszam, czuj się jak u siebie, a ja wrócę do pakowania. Za kilka godzin mam lot – powiedziałam wymijając go żeby wrócić do swojego zajęcia.

- Mogę zawieźć cię na lotnisko – powiedział ewidentnie za mną idąc.

- Nie trzeba. Dam sobie radę.

- Nie każ mi nalegać. Chociaż tyle mogę zrobić w ramach przeprosin. Później obiecuję się odczepić, jeśli będziesz chciała. Nie chcę spieprzyć twojej przyjaźni z moją siostrą.

- Nie masz naprawdę co robić? Masz dziewczynę, siostrę tutaj… jedź ją odwiedzić. Jeśli nie zmieniła grafiku, jest w domu – powiedziałam sięgając z szafy kolejne dwie sukienki. Zdawałam sobie sprawę, że Dylan uważnie mnie obserwuje. Westchnęłam ciężko, składając ubrania. Włożyłam je do małej walizki. Nigdy nie brałam za dużego bagażu, bo razem z Lisą nosiłyśmy te same rozmiary, więc nie miałam potrzeby brać zbyt wiele, ona również, kiedy przylatywała do mnie. Naszykowałam jasno szare rurki i czarny top na ramiączkach, dobierając do stroju sandałki na szpilce. Przy niej, zawsze chodziłam na szpilkach, nawet wysiadając z samolotu. Lisa przez swoją pracę, nie była raczej przeciętnym człowiekiem i zawsze wyglądała lepiej niż dobrze, a ja będąc obok – towarzyszyłam jej. Wtedy mogłyśmy obie podbić cały świat.

- Wybieram twoje towarzystwo. Wydaje mi się, że rozumiesz mnie lepiej niż one razem wzięte. – Naprawdę przez cały czas starałam się sprawiać wrażenie, jakby nie do końca ruszały mnie jego słowa. Zapewne przeżywać dopiero zaczęłabym w samolocie, ale póki co chciałam zachować w miarę zimną krew. Westchnęłam cicho prostując się. Dylan okazał się być cięższy do spławienia niż sobie wyobrażałam. Chyba był typem wojownika, który nigdy nie odpuszcza.

- Nie ułatwiasz mi nic. Wiesz o tym?

- Nie zamierzam. Życie nie polega na chodzeniu na łatwiznę.

- A może jednak?

- Nie. Byłoby zbyt proste i bez sensu, gdyby wszystko przychodziło ot tak, łatwo.

- Idę się odświeżyć – powiedziałam zmieniając temat. Wzięłam z szuflady czystą bieliznę i strój przygotowany na lot. Te kilka godzin w rzeczywistości były trzema godzinami. Z czego godzinę przed chciałam być na lotnisku, a drugą godzinę miałam poświęcić na podróż. Trzecia zaś była przeznaczona na prysznic i ogólne ogarnięcie się. Nie oglądając się za siebie poszłam do łazienki, zamykając się w niej. Miesiąc wcześniej, oszalałabym na myśl, że TEN Dylan O’Brien jest w moim mieszkaniu, co właściwie zrobiłam, kiedy zjawił się tu po raz pierwszy. Dwa tygodnie temu, czułabym się trochę idiotycznie z nim tutaj, paląc buraka na każdym kroku. Tego dnia, nie wiedziałam czemu nie robiło to na mnie wrażenia. Może ten jeden pocałunek coś zmienił? Może przestał mnie interesować… Nie, nie przestał, bo cały czas powracałam do tamtej chwili. Wiedziałam, że zrobiłam źle. Nie mogłam jednak dalej wyjść z podziwu, jak dobre to było i jak bardzo chciałabym to powtórzyć, a może nawet pójść dalej bez względu na wszystko. Kochałam Julię jak własną siostrę. Rozumiałam jej złość, że zalecam się do jej brata, który jest zajęty. Ale skoro wiedziała, że jego związek jest w rozsypce, dlaczego nie pozwalała mu samemu wybrać szczęścia i odpowiedniej drogi dla siebie? Nie mówiłam, że chodziło o mnie, bo w to zdecydowanie wątpiłam, ale metody prób i błędów. Czy nie na tym właśnie opierały się decyzje życiowe? Na szukaniu, a przy tym robieniu mniej lub bardziej nieodpowiednich rzeczy?

- Wow – usłyszałam od razu. Dylan siedział na moim łóżku, bawiąc się telefonem, który automatycznie odłożył, jak tylko uchyliłam drzwi. – To chyba jednak nie podróż do przyjaciółki – stwierdził marszcząc w zabawny sposób brwi.

- Może – mruknęłam od niechcenia. Wrzuciłam flakonik na wierzch walizki, siadając na łóżku, żeby założyć buty na stopy. Automatycznie urosłam o dwanaście centymetrów, więc byłam w tym momencie jego wzrostu, kiedy wstałam.

- Wyglądasz zabójczo – stwierdził uważnie oglądając każdy kawałek mojego ciała, który stał się prawie jednością z ubraniem.

- Chcesz kawę? Muszę się jeszcze napić zanim stąd wyjdę. I byłabym wdzięczna, gdybyś zechciał mi oddać telefon, pewnie się całkowicie rozładował.

- Naładowałem go.

- To co z tą kawą? – spytałam mierząc się z nim wzrokiem, kiedy już stałam tuż przed nim.

- Wolałabym… - zaczął zbliżając się niebezpiecznie. Od razu się od niego odsuwając. Domyśliłam się do czego zmierza i nie było to w porządku.

- Odpuść. Nie możesz. Nie możemy – powiedziałam zabierając dłoń i wyszłam z sypialni wędrując do kuchni. Dopiero tam przypomniałam sobie o zimnej już herbacie, którą po prostu wylałam, a kubek wstawiłam do zmywarki. Musiałam jeszcze ją nastawić na zmywanie przed wyjściem, żeby nic nie zostało.



~*~

Cześć,
ja wiem, że minęło bardzo dużo czasu odkąd po raz ostatni coś tutaj publikowałam. Blog był przeniesiony na inną stronę, oczywiście zapomniałam dać adnotację, bo skleroza nie boli.
Jednak opłacanie serwera i tak dalej to przerosło mnie nieco. Zbierałam się długo w sobie, żeby wrócić na nowo do tej historii, ale jestem.
Z nowymi pomysłami, chęcią kontynuacji i nadzieją, że tym razem nie polegnę. Wydaje mi się, że to jedna z takich historii, które pisałam, do których mam sentyment.
I sam fakt, że zamysł był tak dobry, że warto spróbować to kontynuować. Nie mogę za wiele wam obiecać prócz tego, że będę się starać.
Buziaki i dajcie znać w komentarzach co sądzicie. 

xxx