.

.

piątek, 13 marca 2015

01. Los Angeles. Miasto Aniołów. Raj na ziemi. Ale czy na pewno?

Los Angeles.Kto by nie kochał tego miasta? Najlepsze kluby, restauracje, tysiące gorących kolesi, seksownych kobiet, którzy myślą, że Miasto Aniołów da im wymarzoną karierę tylko dlatego, że mają ładne buźki. Okej, Hollywood może i czasem tak działało, ale przecież nie każdy był w stanie się dostać przez urodę (albo łóżko) na wielki ekran. Czasem trzeba było mieć to coś. A jak się nie miało? Jak się nie miało, lądowało się w takim miejscu jak The Sidewalk Cafe. Ja właściwie sama nie wiedziałam, co chcę robić dokładnie w życiu. Byłam zwykłą dwudziestokilkulatką, której jedynym pragnieniem było szczęście. I jak osiągałam swój cel? Upijając się w samotności w domu. Miałam kupić do tej pizzy pepsi. Oczywiście, że kupiłam. Ale dolewałam ją do szklaneczki, w której znajdował się rum. Mogłam się nazwać piratem. Przecież mieszkałam na wybrzeżu. Znaczy co z tego, że na plażę jechałam prawie godzinę przez pół miasta? Kalifornia była położona na zachodnim wybrzeżu USA. O matko, jaka ja byłam pijana. I dzwonek, który rozległ się po całym moim mieszkaniu tylko uświadomił mnie w tym jeszcze bardziej. Słysząc klasyczne „ding-dong”, poczułam się tak, jakby mi mózg rozsadzało na części pierwsze. A kiedy się podniosłam z kanapy? Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni miałam taki helikopter. Ale jak to się mówi: cierp ciało, skoroś chciało. I znowu to cholerne „ding-dong”.
- Już idę! – powiedziałam znacznie głośniej, niż chciałam i w końcu ruszyłam swój tyłek w stronę drzwi wejściowych, co wydawało się być na początku proste. A kiedy chciałam iść jak człowiek po prostej linii, okazało się, że to jest jak wyczyn sportowy. A przecież każdy, kto mnie znał, wiedział doskonale, że ja i sporty to zupełnie inne bajki. Udało mi się w końcu doczołgać do drzwi, które otworzyłam z trudem.
- O matko, Audrey – usłyszałam już na wstępie, nim tylko zdążyłam podnieść głowę do góry i zobaczyć, kto mnie nachodzi w wolny wieczór, kiedy siedzę zalana na kanapie we własnym mieszkaniu.
- Jul. Co ty tu robisz? – spytałam. Na szczęście nie doszłam jeszcze do tej fazy upicia się, która ogranicza mówienie do bełkotu.
- To akurat najmniej ważne. Nie masz co robić, tylko się upijać? – Ja nawet nie zaprosiłam jej do środka, a ona już zamykała za sobą drzwi i ściągała wierzchnie okrycie wraz z butami. A chwilę później wprowadziła mnie do mojego własnego salonu za rękę i posadziła na kanapie.
Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć, jakim cudem ta dziewczyna, chociaż jest niższa ode mnie o jakieś piętnaście albo dziesięć centymetrów, ma tyle siły? I to jest ten typ, który, jak ma młodszych znajomych, to dba o nich jak o własne rodzeństwo. Ale sorry, Jules, przecież ty masz już brata…
- Jest wieczór, jestem u siebie, to chyba mogę, co? – stwierdziłam z lekkim grymasem na twarzy, ale po chwili mruknęłam uradowana, kiedy zmusiła mnie do położenia się… moment. Skąd się tu wzięła moja poduszka?
- Teoretycznie możesz. Praktycznie nie wypada. Ile tego wychlałaś? – spytała, siadając obok mnie.
- Tyle, ile widać. Znaczy to była nowa butelka. Ale co z tego? Jestem sama, jest mi źle, Lisa mieszka na drugim końcu świata i jest w zajebistym związku z agentem z FBI, a właściwie informatykiem pracującym dla FBI, ona sama wygląda jak bogini, ma świetną pracę, a ja jestem marną kelnerką, która nie wie, czego chce od życia, jestem samotna, czuję się niekochana i niedowartościowana i nie miałam się czym zjarać, bo nawet tego nie umiem sobie załatwić, więc postanowiłam się upić – powtarzałam się jak cholera, ale nie miałam zamiaru się tym przejąć chociażby przez chwilę.
- Przestań pieprzyć głupoty. Nie wiem co gorsze, to, że chciałabyś się sama zjarać, czy upić. Audrey, nie możesz z takich powodów robić takich rzeczy.
- A niby dlaczego? Nie jesteś moją matką ani nawet siostrą, żeby mi bronić.
- Ale Lisy byś posłuchała – to nie było pytanie. Ona to stwierdziła. I tym razem była w błędzie, bo nawet, gdyby Lisa mi powiedziała, że mam tego nie robić, musiałaby być świadoma, że kompletnie oleję jej kazania.
- Nie. Ona nie wie, jak to jest być kompletnym zerem. Zresztą nawet, jeśli ma jakieś idiotyczne napady, Benjamin ją ogarnia. Przynajmniej ona znalazła kogoś, kto ją kocha całym sobą. – Moje oczy znów zaczęły się szklić. Znów, dlatego, że jakieś piętnaście minut temu histerycznie ryczałam prosto w poduszkę. O! To stąd moja poduszka w salonie. Świetnie, byłam tak pijana, że nawet nie pamiętałam, czy sama coś przyniosłam czy nie.
- Posłuchaj mnie, głupolu jeden, uważnie. Nie jesteś kompletnym zerem. Ty też znajdziesz swoją miłość, po prostu musisz być cierpliwa. Jak to się mówi: każda amatora znajdzie swego potwora. Więc i ty znajdziesz swoją żabę, która zmieni się w księcia po pierwszym pocałunku. Po prostu nie możesz się upijać i to nie ze względu na to, że nie wypada, ale dla własnego zdrowia. Cieszę się, że przyszłam. Przynajmniej udało mi się powstrzymać cię przed totalnym zalaniem – westchnęła, sama dopijając mojego drinka ze szklaneczki. No tak, przecież to ona po coś do mnie przyszła. Przetarłam twarz dłońmi i spojrzałam na nią uważnie.
- Właściwie po co przyszłaś?
- Ten frajer co mieszka nade mną, zrobił sobie imprezę i nie dociera do niego, że istnieje coś takiego jak cisza nocna, a niektórzy muszą jutro wstać do pracy. Więc przyszłam się spytać, czy mnie przenocujesz, bo nie zamierzam się jutro dodatkowo użerać z Frankiem i bólem głowy.
- Spoko. Czuj się jak u siebie i zrób mi herbatę, bo chuj mnie strzeli od tego pieprzonego helikoptera w głowie – mruknęłam z grymasem na twarzy, którą zakryłam dłońmi.
- Jasne. Tylko nie próbuj więcej pić. Zaraz wracam – powiedziała, podnosząc się z kanapy i słyszałam, że idzie do kuchni. Znaczy dźwięki były tak niesamowicie odległe… Musiałam chyba odlecieć, bo przez dłuższą chwilę nie słyszałam zupełnie nic. I chociaż ta kanapa była wygodna, to nie do spania, przynajmniej nie dla mnie, kiedy ja byłam przyzwyczajona do swojego wielkiego, super miękkiego łóżka. – Księżniczko, pobudka. Nie śpij na kanapie – poczułam znów z odległości głos, ale kiedy dołączono do tego jakieś szturchnięcia (trochę za mocne jak na mój gust), otworzyłam w końcu oczy.
- Co znowu – jęknęłam niezadowolona, mrużąc mocno powieki. - Czemu nikt nie zgasił światła? – spytałam, a następnie się przeciągnęłam, czując jak wszystkie kości mi strzelają. O matko, co to było.
- Mam herbatę. Ale ty musisz iść zmyć tą tapetę i do łóżka.
- Muszę? – spytałam, przekręcając się na bok.
- Musisz. Wstawaj. Zaniosę ci picie do sypialni.
- W gościnnym jest chyba pościelone po twojej ostatniej nocce u mnie – mruknęłam, podnosząc się do góry. Byłam szczęśliwą posiadaczką mieszkania z dwiema sypialniami, dzięki czemu Julia mogła u mnie zostawać, kiedy chciała. Jej mieszkanie było mniejsze i miała popieprzonych sąsiadów. Tu na szczęście mieszkali sami sztywniacy, więc jeśli ktoś robił imprezy, to byłam to ja. I albo robiłam je na dachu, albo przy basenie. Do tej pory nikt nie miał z tym problemów, bo na szczęście moi znajomi byli na tyle ogarnięci, że wiedzieli, kiedy przestać.
- Ogarnę to, idź się po prostu umyć – powiedziała z uśmiechem. Więc poszłam. Zgubiłam gdzieś po drodze bluzę i związałam wysoko włosy, nie zamierzając ich pomoczyć. Po prostu zrobiłam to, co do mnie należało, bo położenie się spać było najlepszą opcją. Ta super krótka drzemka spowodowała, że tylko zachciało mi się rzygać, ale helikopter nieco ustał w miejscu. Przynajmniej już nie wirowało mi tak w głowie jak na początku.Spojrzałam w lustro, na swoje odbicie i westchnęłam ciężko. Nie wiedziałam, czemu Julia mówiła, że nie jestem zerem, skoro dokładnie tak wyglądałam. Miałam mocne zacieki po tuszu, czyli ogólnie wyglądałam jak panda i byłam zmęczona. Tylko nie miałam pojęcia, czym bardziej. Faktem niewsypania się, czy swoim życiem. Ale daleko mi było do radosnej dziewczyny, którą musiałam codziennie udawać, będąc w pracy.Myślałam, że mycie się zajmie mi o wiele więcej czasu, tymczasem uporałam się ze wszystkim w jakieś piętnaście, może dwadzieścia minut. Wyszłam z łazienki ubrana w swoją różową piżamkę w jakieś gówniane wzorki i od razu rzuciłam się na łóżko, kiedy tylko weszłam do sypialni.
- Mówiłam ci, że zostanę u Audrey, bo ten frajer znów zrobił imprezę… - wiem, że nieładnie podsłuchiwać, ale co miałam lepszego do roboty, skoro nie było mojej herbaty jeszcze, a nie miałam siły sama po nią wstać. I brakowało mojej poduszki. - Tak, mam. Dylan. Od kiedy ty jesteś ten starszy? Nie wydaje mi się, żeby coś aż tak się zmieniło. Weź po prostu… No tak. Ale idź po prostu spać. I nawet nie waż się chlać, ani jarać. Jak będziesz miał jutro kaca, to ci nie daruję… Tak, dobrze. Nie ma sprawy. A teraz kończę, bo muszę jej zanieść herbatę… Ta, upiła się – bardzo zabawne, Jules! Nie musisz rozgadywać, że się upiłam. – Jutro, kończę. Kocham cię, młody. Yup, pa… PA! – I koniec rozmowy, bo usłyszałam, jak odkłada telefon na stolik.
- Jules! – jęknęłam.
- Już. Twoja herbata i poducha. Nie nastawiaj budzika, obudzę cię rano. A teraz idź grzecznie spać – powiedziała, wchodząc do mojej sypialni.
- Z kim o mnie gadałaś? – spytałam bez ogródek, zabierając z jej rąk poduszkę.
- Z moim bratem. Musiałam wytłumaczyć mu, czemu ma się nie upić.
- Przynajmniej nie jestem sama – powiedziałam, słusznie zauważając ten fakt.
- Nie jesteś, ale ani ty, ani on nie macie konkretnych powodów do upijania się. A ja nie chcę go znosić jutro na kacu, bo to najbardziej nieznośny człowiek na świecie. – Wywróciłam oczami na jej słowa.
- Dobra, mam iść spać, to idź sobie i zgaś światło. Dobranoc. Rano mi dokończysz – byłam podła. Ale już czułam w kościach, że wkręca się jej kolejna pogadanka na temat tego, co komu można, a czego nie można. Westchnęła głośno, kręcąc głową.
- Śpij dobrze. Do rana – powiedziała, nie przedłużając i wyszła, gasząc światło i zamykając za sobą drzwi. W ciemności rzuciłam poduszkę za siebie i wypiłam jednym duszkiem herbatę, odstawiając pusty kubek na stolik. Rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy. Czy ja właściwie powinnam się na nią złościć? Znaczy okej, jej brat był sławny, cholernie przystojny i właściwie nie musiała wspominać o tym, że zamierzałam się upić. Ale z drugiej strony, co za różnica, skoro do tego był zajęty, był jej bratem i sam próbował, bądź miał zamiar się schlać?Dlaczego to wszystko nie może być po prostu prostsze? I od natłoku myśli nawet sama nie wiedziałam, kiedy dokładnie odpłynęłam.

*

Nie miałam pojęcia, którą godzinę wskazywał zegarek. Po prostu otworzyłam oczy i odetchnęłam z ulgą. Głowa mnie nie bolała. Wszystko było w porządku. Nawet nie miałam tego typowego niesmaku w ustach. Przekręciłam się na plecy i zaczęłam wpatrywać w sufit, nim zmusiłam się do podniesienia telefonu z szafki nocnej i sprawdzenia godziny. Miałam całe trzy i pół godziny do wyjścia z domu. Jak ja to zrobiłam? Nie mam pojęcia, ale byłam w pełni wyspana. Nawet leżeć mi się nie chciało. Więc jak na normalnego człowieka przystało, podniosłam się z łóżka i od razu zarzuciłam na ramiona wielką, męską bluzę. Nie, to nie była bluza żadnego faceta z którym się spotykałam. Bo prawda jest taka, że nie spotykałam się z nikim. Jakoś tak wyszło, że chociaż jestem dorosła, mam to super zajebiste mieszkanie i jestem sama jak palec. Zawsze byłam. Po prostu kupiłam ją kiedyś na jakieś wyprzedaży tylko po to, żeby się poczuć lepiej, co było tak bezsensowne jak wszystko, co mnie otaczało. Julia musiała jeszcze spać, więc zgarnęłam z komody swojego laptopa i wyniosłam się do kuchni, żeby tam przygotować sobie ciepłą herbatę, zrobić może jakieś śniadanie i ogarnąć, co się dzieje w świecie internetu.
Odstawiłam sprzęt na blat, po czym wstawiłam wodę na świeżą herbatę. W międzyczasie poszłam do toalety. Kłamstwem byłoby, gdybym powiedziała, że się dobrze czułam. Fizycznie: tak. Psychicznie: ni cholery. Miałam wrażenie, że jest jeszcze gorzej, niż było wieczorem dnia poprzedniego. I nie pomyliłam się. Kiedy wróciłam do kuchni, zalałam herbatę i odpaliłam notebooka. I kiedy wygodnie sobie zasiadłam na wysokim krześle barowym, wszystko załadowało się tak jak należy, pierwszą czynnością, jaką wykonałam, było otworzenie skrzynki mailowej. Na dzień dobry: wiadomość od Lisy. Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać nasza nietypowa więź. Nie musiałam do niej dzwonić. Czasem wystarczyło, że spojrzałam na telefon, a on sam zaczynał wygrywać melodyjkę, która oznajmiała mi, że moja zacna przyjaciółka dzwoni. I tak było tym razem. Nawet nie ogarnęłam, że mój telefon powinien mi wysłać jakieś powiadomienie o tym.


Temat: Audrey.

Cześć Audrey,Wiem, że jest Ci ciężko i pewnie nie poczujesz się dzięki mnie lepiej teraz, ale chciałam Ci napisać, że tęsknię za Tobą. Tęsknię, chociaż tutaj mam Benjamina. On też mówi, że mogłabyś do nas wpaść. Wiem, że Twój grafik jest wyjątkowo chujowy i nie masz większego wpływu na niego, ale może udałoby Ci się jakoś tak pozamieniać, żeby przylecieć do nas na cztery-pięć dni? Wyszlibyśmy gdzieś na miasto, zabawili się? Benji postanowił, że musimy kupić sobie mieszkanie gdzieś w Californii, więc całkiem możliwe, że będziemy częściej, albo ja będę. W zależności od tego ile pracy będzie miał. U mnie na razie spokój, ale wiadomo. Jeśli ja powiem, że potrzebuję więcej czasu, to na lajcie. Wiesz co? Kocham Cię, serio. Mam dziwne wrażenie, że Benji chce mi się oświadczyć. Znalazłam ostatnio przez przypadek pierścionek. I zastanawiam się nad tym, co to miało znaczyć…  Rozmawiałaś z nim może o tym? Kurwa, właśnie przylazł jeden z tych namolnych klientów. Jest już ósma, a ja dalej siedzę w pracy i ginę we wszystkich papierkach i całej reszcie. Na szczęście dzisiaj Ben ma być później, bo prowadzą jakąś ważną sprawę, więc ostatni klient i do domu. Zdążę przygotować jakąś kolację…
Kocham Cię,
Lisa.
Oplułam się. Poważnie się oplułam. Teraz już przynajmniej wiedziałam, po co były mu te całe wymiary i czemu mi wysyłał te wszystkie strony. Westchnęłam, czując, jak oczy zachodzą mi łzami. Przepraszam Lisie, ale nie przyjadę do Ciebie. Kocham moją przyjaciółkę, a Benjamin jest mi jak brat, ale obecnie czuję się tak, jakbym miała się przez nich zabić. Od samego początku kibicuję im najmocniej, jak tylko potrafię, pomagam im, jak tylko mogę, ale nie jestem w stanie przeżyć po prostu patrzenia na nich. I to nie jest ich wina, a moja. Nie umiem sobie radzić z pewnymi sytuacjami. Czuję się tak, jakby serce mi dawno temu pękło na kawałeczki. Z dnia na dzień czuję się bardziej pusta, zobojętniała na wszystko. Po prostu zaczęłam egzystować z dnia na dzień bez myślenia. Robiłam wszystko jak robot. Ostatnio doszłam również do wniosku, że powoli przestaję dbać o siebie. Nie pamiętałam już, kiedy ostatni raz byłam u fryzjera czy kosmetyczki.
Zamknęłam z hukiem laptopa, po to, by odsunąć go jak najdalej od siebie i wytarłam wierzchem dłoni łzy, które nagle poczułam na policzkach. Nienawidziłam faktu, że kiedyś potrafiłam kochać, że kiedyś oddałam komuś swoje serce i nie miałam z tego nic w zamian prócz ogromnego cierpienia, które mimo upływu lat, wciąż odczuwałam. Oblizałam usta, pociągając nosem, po czym wstałam z krzesła. Musiałam się w sobie zebrać, żeby zrobić śniadanie. Mnie osobiście odechciało się jeść, ale zrobię chociaż coś dla Julii za to, że wczoraj się w jakiś tam sposób mną zajęła. Pewnie gdyby nie ona spiłabym się tak, że do tej pory bym leżała na kanapie, albo ewentualnie na kiblu, całkowicie zarzygana. Musiałabym iść do pracy, chociaż czułabym się tak słabo, że wszystko leciałoby mi z rąk i ostatecznie nie dostałabym wypłaty za wszystko co bym zniszczyła, bo Frank potrąciłby mi z pensji. Ten dzień w sumie i tak był porażką. I właściwie rozbeczałam się jak dziecko nad krojeniem pieczywa. I jeszcze tabletki mi się skończyły. Więc będziemy musiały wyjść wcześniej, żebym mogła podjechać do apteki po magiczne tabletki na całkowite zobojętnienie.

*

Westchnęłam cicho, patrząc na zegar nad wejściem do lokalu. Trzydzieści sekund do zamknięcia restauracji. Nie było już żadnych klientów.  Wyszłam zza lady po to, by zamknąć lokal. Jakimś cudem Frank mi ufał na tyle, że dostawałam często klucze, by zamknąć restaurację, a on szedł do domu wcześniej, zostawiając na mojej głowie posprzątanie całego syfu. I tak było tym razem. Powoli skierowałam się w stronę drzwi i kiedy już miałam zamiar przekręcać w nich klucz, one otworzyły się na oścież, o mało nie zabijając mnie. Co nie zmieniło faktu, ze wylądowałam tyłkiem na podłodze.
- O matko, przepraszam, nie chciałem. Nic ci nie jest? – spytał niski, wyjątkowo przyjemny dla ucha głos. Zaraz po tym doleciał do mnie zapach męskich perfum, które robiły mi sieczkę z mózgu i zdecydowanie powodowały, że między nogami robiło mi się wilgotno, a przecież to był dopiero początek. Moje oczy z wysokości nóg przeniosły się wyżej, natrafiając na klamrę spodni i rozporek. Audrey, było z Tobą źle. Później wyżej, opięta bluzka z długim rękawem w kolorze szarym, skórzana kurtka i o mało co nie jęknęłam, kiedy dotarłam do szyi i twarzy. Ja pierdolę. Nie ma to jak na koniec chujowego dnia zostać prawie staranowaną przez samego Dylana O’Brien. Jak my to z Lisą mówimy: Peace, love and Coca Cola. Nim się obejrzałam, stałam na nogach podniesiona przez niego. Świetnie. Jeszcze zaraz zostanę okrzyknięta idiotką, bo nie umiem się odezwać. Odchrząknęłam, spoglądając na niego. Ludzie przenajświętsi. Wyższy prawie o głowę.
- Nie, w porządku. Julia już skończyła pracę – powiedziałam odwracając głowę w stronę zaplecza.
- Nie skończyłam, bo musimy posprzątać – powiedziała nagle, wychodząc z mopem i wiadrem w ręce.
- Możesz już iść. Ogarnę sama – powiedziałam, odsuwając się do tyłu.
- Audrey, weź ogarnij się. Nie będziesz tego burdelu sama sprzątać.
- Pomogę wam.
- Co? – odwróciłam się, patrząc w niezrozumieniu na bruneta.
- Pomogę. Nie będę patrzył, jak się same męczycie z tym syfem, przyda wam się męska ręka.
O mało nie parsknęłam śmiechem, ale za to Julia to zrobiła.
- Chłopie, posprzątaj swój dom, a później pomagaj innym – powiedziała ze śmiechem i nim się obejrzałam, już zmywała podłogę.
- To wpadnij i mi pomóż – powiedział, przewracając oczami. A ja dalej stałam jak ten kołek i się gapiłam, chociaż nie miałam pojęcia na co dokładnie. Dylan się odwrócił do tyłu i przekręcił klucze w zamku, zamykając naszą trójkę w restauracji. Uśmiechnął się w tak zniewalający sposób, że aż poczułam jak robi mi się duszno. Odsunęłam się do tyłu i w końcu poszłam po swojego mopa. Im szybciej posprzątamy z Julią, tym szybciej stąd wyjdziemy.
- Nie zamierzam sprzątać twojego syfu, Dyl. A teraz posadź swój tyłek gdzieś i nie przeszkadzaj nam. Im szybciej ogarniemy, tym szybciej pójdziemy coś zjeść – powiedziała brunetka, nawet nie spoglądając na swojego brata. Ja za to usłyszałam, jak odsuwa krzesło, zajmuje miejsce i cholera. Miałam problem ze skupieniem się na prostej czynności, jaką było mycie podłogi. To była dla mnie trochę niecodzienna sytuacja. Znajdowałam się w jednym pomieszczeniu z jednym z najlepszych młodych aktorów i cholera. On był bratem Julii.
- Powiedziałam ci, żebyś poszła, ja to ogarnę.
- Żeby zostawić cię samą? Nie ma takiej opcji. Wczoraj dałaś mi wystarczający popis tego, że nie możesz zostawać sama. – I spaliłam buraka. Naprawdę nie musiała mi wypominać tego, że starałam się upić sama.
- O ile się nie mylę, masz tylko jednego młodszego brata. Więc nie musisz się mną przejmować – powiedziałam z grymasem na twarzy, z rozmachem myjąc podłogę.
- A ty jesteś w tym mieście sama, twoja przyjaciółka mieszka na drugim końcu Stanów, więc ktoś musi cię ogarniać, skoro ty sama tego nie robisz i próbujesz się upić w samotności, co jest wręcz chore. – No zaraz mnie coś trafi.
- Nie chcesz się ze mną kłócić – powiedziałam. Byłam niezadowolona z tego, co ona mówiła na głos.
- Nie przejmuj się nią. Czasem stara się robić za matkę polkę, a sama potrzebuje tego, żeby ktoś się nią zajął. Ale niestety jest na tyle popieprzona, że ostatecznie zostaje sama – powiedział brunet, na którego wzrok uniosłam nieświadomie, kiedy mówił.
- Hamuj się, dzieciaku. Póki co, dalej jestem starsza od ciebie. A co do ciebie, Audrey. Jesteś dla mnie jak młodsza siostra, której nigdy nie miałam, więc pozwól mi być dla siebie siostrą. Nikt nie chce dla ciebie źle. Z tego co się orientuję, każdy chce ci pomóc, a nie zaszkodzić – mruknęła, pozostawiając na chwilę mycie podłogi i wbiła wzrok we mnie. Ja również na nią spojrzałam. I wciąż czułam, że moje policzki palą żywym ogniem. Zirytowała mnie.
- Byłabym wdzięczna, do cholery, gdybyś jednak przestała głośno gadać o tym, co jest moim problemem a co nie. I nie zapraszałam wczoraj nikogo do siebie, wiec jeśli chciałam, to mogłam się upić. Jestem, kurwa mać, dorosła. A teraz sprzątaj, bo muszę jeszcze podjechać po coś do żarcia – powiedziałam i odwróciłam się do niej tyłem po to, by zabrać się za sprzątanie tej cholernej podłogi dokładnie tak jak należy. Tego mi brakowało. Idiotyczna dyskusja przy jej cholernie przystojnym bracie. Nie chciałam mu się spodobać, ale nie chciałam też wyjść na idiotkę, którą ewidentnie ze mnie robiła Julia. Znaczy okej, skłamałabym, mówiąc, że nie chciałam mu się spodobać, bo chciałam, ale wiedziałam, że to nie ma prawa bytu z oczywistych względów. Pierwszy: był zajęty. Drugi: był bratem przyjaciółki. I w ogóle o czym ja myślałam? Pokręciłam głową, odganiając zbędne myśli, żeby skupić się na swojej robocie.
- Zawstydzasz przyjaciółkę, Jules – mruknął Dylan znad telefonu, w którym coś namiętnie pisał.
- Nic ci do tego. Nie odzywaj się, bo zaraz odechce mi się iść z tobą gdziekolwiek – powiedziała, rzucając w niego zwiniętą w kulkę serwetką.
- Ogarnij się, Jules. Staram się załagodzić sytuację – powiedział, podnosząc serwetkę z podłogi.
- Nie ma takiej potrzeby. – Myślałam, ze to ja mam kompletnie rozwalony humor. Teraz zaczęłam dostrzegać, że Julia też nie była w najlepszym stanie. Byłam ciekawa dlaczego i co aż tak na nią wpłynęło w tym momencie, że stała się taka… zgryźliwa. Miałam się jej o to spytać, ale doszłam do wniosku, że może nie wypada przy jej bracie. Przynajmniej ja myślałam o innych…

~*~

Miło mi was powitać pod drugim już rozdziałem Audrey. Byłby zdecydowanie szybciej, ale z pewnych względów o czym wspominałam na facebooku, musiał poczekać. Jestem już w ponad połowie kolejnego, więc idzie mi całkiem nieźle. Muszę przyznać, że mój obecny stan jest pomocny - więcej piszę. Zapraszam was do czytania i życzę miłej lektury!

PS pod tym postem proszę się zapisywać kto chce być informowany przez maila/gg/bloga. Będzie mi łatwiej was informować bez szukania po całym świecie adresów czy jakiegokolwiek kontaktu z wami. :) 

Dorota, już Ci napisałam. Szablon dostaniesz w ten weekend. Jak będę miała siłę do ogarnięcia jednej rzeczy w ps'ie to dostaniesz prawdopodobnie szybciej. I nie powiem czy zacznie się kleić czy się nie zacznie kleić, bo każdy zrozumie to i tak jak będzie chciał. po prostu trzeba czekać na rozwój wydarzeń i tyle. I powiem Ci, że mnie też jej żal. Bardzo.
Annie, kocie. Czy ty się dobrze czujesz tak w ogóle? Bo mam dziwne wrażenie, że nie. I wiesz, ze nie muszę pytać, bo i tak wiem o co chodzi. Jestem pod wrażeniem tego, że robię coraz mniej błędów i coś zaczyna mi w końcu wychodzić. I kocham Twoje bezsensowne komentarze i dopóki królik mnie nie obudzi - I don't care. I nie chce jogurtu #uczulenie. I ja wiem, ze #SOTRUE. I dobrze wiesz, że będzie jeszcze bardziej i... To może ja pójdę skończyć kolejny rozdział? I też Cię kocham misiaku.
Quercia, tak. Ja też jej współczuję. Heheszki. 
Elisa, word mówi mi, że ten odcinek wcale nie jest taki krótki. Ale obiecuję poprawę w następnym, bo już mam cztery strony, a to ledwo do połowy dochodzi. Chyba, że coś się wymknie spod kontroli po drodze i jednak zmienię rozdział. I lepiej przyzwyczaj się do tej historii, bo już Ci napisałam na pw, że do TSM jednak szybko nie wrócę. To mi zajmie dłuższą chwilę, może jak ogarnę swoje życie i znajdę jakiś sens... I tak, dobrze widzisz. Mówiłam, że zrozumiesz o co chodzi w tej historii po przeczytaniu rozdziału. Tego czy też następnego. I zdarza się... Wybaczam sieczkę w mózgu. Heheszki. I nie dziękuję. 
Oli, Lisa jest starsza od Audrey zaledwie o rok. Poza tym oprócz tego, że jest jej przyjaciółką jest... Jest coś w Twoich słowach, że jest kimś w rodzaju powiernika, psychologa. Z reguły to tak działa na Audrey. Poza tym, mówiłam, że to jest historia, która ma więcej w sobie rzeczywistości niż każda jedna, którą do tej pory pisałam. I cieszę się, że jesteś tym typem czytelnika, który jest ciekawy co będzie dalej. Chociaż sądzę, że doskonale wiesz. Dziękuję za miłe słowa. ^_^

5 komentarzy:

  1. Yayayayay, pierwsza :3
    Dobra, teraz całkiem na poważnie, żal mi Audrey. Co jak co, ale bycie samotnym nie jest fajne :c
    Czemu mam wrażenie, że coś pomiędzy Nią a Dylanem zacznie się pomału kleić?
    Wybacz, ale dalej czekam na swój szablon i normalnie mam mini foszka, więc tak mało Ci dzisiaj napiszę, o!

    Lovki, kisski i czekam na dwójeczkę <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że nie oczekujesz ode mnie schludnego i sensownego komentarza, bo raz, że ja jak zwykle nie umiem takich sprodukować, a dwa, że w tym przypadku nie umiem się nawet na niego wysilić. No bo:
    #SOTRUE
    No i co dalej? Nie wiem. Próbuję wyciągnąć z tego jakieś wnioski i refleksje, ale nie mam ani jednej, bo w sumie to ja chyba po prostu już wiem z góry, co z tego wyczytam. Chcesz jogurt? A w ogóle to wiesz, co jest przerażające? Że w pakiecie ze mną dochodzi królik. To taka dygresja.
    Tak czy siak, muszę cię pochwalić za małą ilość błędów (albo ja je przeoczyłam w stanie umysłowo nieczynnym, co niestety jest możliwe i za to i tak przepraszam). I w sumie jak tak sobie czytam, to co jakiś czas mnie natycha do pisania. Dziwne? W sumie trochę.
    Kocham cię! I niech ktoś się odezwie, kto nie ma bloku na stanie, bo na co on komu!
    :*******************
    PS, nie pytaj.

    OdpowiedzUsuń
  3. hmm i co ja mam napisać ? :D hehe no nie wiem cholera jak zawsze nie wiem :D zarąbiście mi sie podoba ten odcinek i mimo to współczuje bohaterce jak cholera ..

    OdpowiedzUsuń
  4. W sumie to...czepiasz się mnie, a sama nie dałaś długiego odcinka. Przynajmniej wydaje mi się krótki.
    Nie wiem czemu, ale nawet po tym odcinku nie mogę się za bardzo przekonać do tej historii. Tęsknię za TSM i ogólnie jestem przyzwyczajona do czytania rzeczy, które sporo wychodzą poza ramy "normalności". Mam nadzieję, że z kolejnymi odcinkami zmienię zdanie. W każdym razie, widzę tu coś w zarysie pamiętnika (powinnaś wiedzieć o co mi chodzi).
    Nie wiem czemu, ale zawsze dostaję info o nowych odcinkach (od Ciebie, czy Ann), kiedy mam sieczkę w mózgu bo :
    a) jestem po pracy
    b) jestem po zajęciach na uczelni
    I przez to nie wiem na czym mam się skupić i wracam do odcinka po jakimś czasie. Teraz jestem po uczelni i w trakcie kurwicy na Dareczka, więc na chwilę obecną nie będę miała więcej do powiedzenia. W każdym razie, pozostałe uwagi skieruję na PW :D
    Kooooooooooochaaaaaaaam Cię! Weny! :* <3

    OdpowiedzUsuń
  5. To rzeczywiście jest takie prawdziwe. Teraz to widzę. I dopiero ten rozdział rozjaśnił mi postać Lisy. Po przeczytaniu prologu miałam dziwne wrażenie, że ich relacja jest... Bardziej oficjalna? Nie, to złe słowo. Po prostu odniosłam wrażenie, że Lisa, nie dość, że jest dużo starsza od Audrey, to jest kimś w rodzaju jej powiernika, psychologa. A tu się okazuje, że to jej przyjaciółka! To znowu jest prawdziwe, z życia wzięte, nic przekolorowanego. Ilu z nas znajduje się w takiej niewygodnej, pokręconej sytuacji.

    Ten rozdział jest spory, a kiedy zaczęłam go czytać, przeleciał mi jak mrugnięcie okiem. Zaczytałam się, wciągnęłam i ciekawa byłam, jak się rozwinie sytuacja ze sprzątaniem. Podoba mi się ilość postaci, ich różne charaktery, lubię ciekawe postacie, a Ty zdecydowanie potrafisz takie tworzyć. Od zapoznania się z nimi, chce się ich poznawać bardziej i bardziej.

    Czekam na drugi rozdział!
    Buziaki, Oli.

    OdpowiedzUsuń